23
sierpnia 1995 środa
Dzisiaj zawitał u mnie pan George. Podobno ostatniej ekipie, która lądowała na księżycu udało się znaleźć niesamowity kamień. Nie chciał zdradzać więcej szczegółów, ale z sposobu, jakim mówił czuć było podniecenie. Zaprosił mnie do laboratorium. Mam nadzieję, że w sobotę uda mi się dowiedzieć nieco więcej o tym odkryciu.
26 sierpnia 1995 sobota
Odwiedziłem doktora Georga w laboratorium. To, co zobaczyłem było niepojęte!
Nie mogę dalej pisać, przyszli goście.
27 sierpnia 1995 niedziela
Kamień, który potrafi zamrażać! Pomyśleć, że coś takiego kryło się przed nami przez setki lat właśnie na księżycu! Ile to nam daje możliwości... Nowe badania, nareszcie wrócę do laboratorium! Kto by wiedział, że wszystkie żyjące istoty zostały zamrażane.
ZAPAMIĘTAJ!
Nigdy nie dotykaj kamienia księżycowego bez odpowiedniego zabezpieczenia.
1 listopada 1995 środa
Co, jeśli złączyłbym kamień z istotą ludzką? Oczywiście musiałbym znaleźć sposób, aby ta istota nie uległa zmrożeniu... Muszę okryć sposób osłabienia mocy kamienia. Do tego potrzebuję pacjentów, zdecydowanie... Nie, nie mogę zacząć od ludzi. Chyba będę musiał udać się do sklepu zoologicznego.
******
TERAZ
- NASA ogłasza, że niedługo zaczną się kolejne przygotowania do podróżny na księżyc. Tym razem ekipa Rosvelta ma zbadać tereny, w których znaleziono złoża zamrożonej wody. Czy niedaleko nas mieszkają tajemnicze organizmy, gotowe zawładnąć ziemią? Przejdźmy do pogody. W tym tygodniu.... - telewizor nagle zamilkł, a kolorowy ekran, w którym przed chwilą oglądałam wiadomości zamienił się w czarną plamę.
- Zbieraj się do szkoły – burknęła mama w moją stronę.
Niechętnie wstałam, ściągając nogi ze stolika. Drewniana podłoga nieprzyjemnie skrzypiała, gdy stawałam na niej czarnymi trampkami. Ominęłam stolik, na którym leżała książka mamy o nastolatkach i ich problemach w okresie dojrzewania. Przeszłam obok schodów i wślizgnęłam się do kuchni, zabierając kanapki zapakowane w woreczki śniadaniowe.
- Po szkole wybieramy się do lekarza, więc proszę, odpuść sobie włóczenie się z Jasonem po mieście.
- Tak jest, kapitanie. - Zasalutowałam do kobiety stojącej obok umywalki, po czym obróciłam się i weszłam do przedsionka. Schowałam drugie śniadanie do brązowego plecaka, założyłam kurtkę , buty, owinęłam twarz szalikiem i ruszyłam do szkoły.
Zima w tym roku nawiedziła nas dość wcześnie. Mimo iż słońce mocno świeciło, nie było w stanie odgonić mroźnego powietrza. Ledwie rozpoczął się listopad, a wszyscy wyczekiwali śniegu. Nie lubiłam jesieni ani zimy. Dość często chorowałam, a niska temperatura wcale nie pomagała poczuć się lepiej. Odkąd byłam dzieckiem, miałam niską frekwencję w szkole. Odbijało się to na mojej nauce. Wiecznie w tyle, próby dogonienia rówieśników, siedzenie w szkole do szesnastej tylko po to, by napisać zaległy sprawdzian z matematyki. Jednak zawsze zdawałam do następnej klasy bez problemów. Jason – mój przyjaciel – pomagał mi w lekcjach, przez co nawet po dłuższej nieobecności dawałam sobie radę na lekcjach.
Telefon zadzwonił w mojej kieszeni. Piosenka Three Days Grace dźwięczała w powietrzu. Wzięłam komórkę do ręki i odebrałam:
- Halo?
- Od wczoraj do ciebie dzwonię, a ty nie odbierasz!
- Przepraszam Jane – westchnęłam – pewnie zostawiłam telefon w kurtce i poszłam do pokoju. Sama dobrze wiesz, że gdy włączę muzykę, to tak jakbym odłączyła się od świata.
- Dobra, nieważne. Jaką masz pierwszą lekcję?
- Historię.
- Z Caksońką?
- Niestety, a co, zamierzasz zarywać pod klasą do Jasona?
- Przestań – warknęła – chciałam go tylko poprosić, by pomógł mi zrozumieć szereg homologiczny alkanów. Jutro będę mieć z tego kartkówkę, i jeśli nie napiszę jej co najmniej na trzy, tata odłączy internet!
- Tak, to już ogólnoświatowa tragedia. Słuchaj, spotkamy się pod szkołą, bo nie wzięłam rękawiczek i cholernie mi zimno w ręce.
- Pośpiesz się, za dziesięć minut zaczną się lekcje.
Rozłączyłam się i z powrotem schowałam telefon do kieszeni, przy okazji wyciszając go. Przyśpieszyłam kroku, omijając dzieci idące z rodzicami. Nie dość, że budynek gimnazjum stał obok podstawówki, to chodnik był wąski. Dojście na czas na lekcje było misją niemalże niewykonywalną.
Przepchawszy się między ludźmi rzucałam za sobą niewyraźne „przepraszam”. Gdy znalazłam się przed szkołą zostały trzy minuty do dzwonka. Z trudem dostałam się pod swoją szafkę, wrzuciłam do niej kurtkę i szalik, zabrałam książkę do historii i biegiem ruszyłam pod klasę. Na szczęście pierwszą lekcję miałam w starej części szkoły. Dyrektor wyznaczył nam wiekową salę, gdyż było tam mnóstwo replik obrazów różnych bitew, które nie zostały przeniesione do nowszej części gmachu. Było tu o wiele ciszej i spokojniej niż w miejscach, gdzie pierwszaki miały swoje lekcje.
Wielki korytarz prowadzący przez pierwsze piętro wydawał się być opuszczony. Farba odpryskiwała ze ścian, a wystające panele głośno skrzypiały. Niekiedy pojawiały się świeżo wymalowane drzwi do opuszczonych sal, z których już nikt nie korzystał. Na samym końcu korytarza stało koło dwudziestu pięciu osób. Moja klasa była dość nieliczna, przeważały w niej dziewczyny.
- Nareszcie trafiła – zawołał wysoki blondyn, uśmiechając się w moją stronę. Ruszyłam w jego kierunku, sprawdzając po raz kolejny, czy na pewno wyciszyłam telefon.
- Była tu Jane? Miała cię poprosić, byś wytłumaczył jej coś tam alkanów.
- Tak. Zrozumiałem tylko tyle, że jeśli będzie źle, odłączą internet.
Zerknęłam na Jasona. Nie dość, że był mądry, to na takiego wyglądał. To chyba przez okulary, które nosił. Ochraniały one jego niebieskie oczy.
- Gotowa na kolejną lekcję wspaniałej historii?
- Oczywiście! Atrakcja na ten tydzień: ścięcie głowy królowi Anglii, Karolowi I!
- Co robimy po szkole? Jane mówiła, że musi kupić jakąś nową płytę Taylor. Ja muszę znaleźć rękawiczki dla Katie. Jakby sama nie mogła pójść do sklepu.
- Ma osiem lat.
- Co z tego? W tamtym roku, gdy miałem jej kupić szalik, zostałem zbesztany za brak gustu.
- Małe dziewczynki nie przepadają za czarnym.
- Więc twoim zadaniem na dzisiaj będzie pomóc mi znaleźć coś różowego i słodkiego.
- Dzisiaj nie mogę. Mam jechać po szkole do lekarza.
- Znowu? - westchnął chłopak. - Co takiego tym razem się dzieje?
- Nic takiego.
- Więc po co cię tam ciągną?
- Badania kontrolne. Pobiorą krew, zbadają puls i takie tam. Nie masz co się martwić – szturchnęłam go łokciem – jutro wrócę.
Chłopak puścił oczko w moją stronę. Potem zadzwonił dzwonek i nauczycielka wpuściła nas do klasy.
Historia była ciekawa. Te wszystkie wojny, starożytne kultury, zagadki, mumifikacje i odkrycie Ameryki. Lubiłam czytać różne ciekawostki, ale nienawidziłam, gdy ktoś kazał mi zapamiętać najmniejszy szczegół wojny domowej w Anglii.
- Rechida Tostien? - huknęła nauczycielka, sprawdzając obecność.
- Rechi – poprawiłam.
- Rechida Tostien? – powtórzyła, informując mnie w ten sposób, że nie interesuje ją moje zdanie.
- Obecna! - krzyknęłam, po czym odwróciłam się do Jasona i szepnęłam – Jak ja jej nie lubię.
- Rechido, masz jakiś problem? - odpowiedział z poważną miną.
- Jasonie, czy marzy ci się dostać w twarz po tej lekcji?
- Oh, przestań. Nic nie poradzisz, że masz tak na imię.
- Owszem, dlatego proszę innych, by zwracali się do mnie Rechi. Jeśli nie będziesz przestrzegać tej prośby, to przygotuj się na śmierć.
- Od kiedy próśb trzeba się przestrzegać?
- Poprawka. To był rozkaz.
Otworzyłam zeszyt i zapisałam temat. Pozostało tylko wyczekiwać końca lekcji, w nadziei, że nie zostanę o nic zapytana.
Po dwónastej przyszła pora na przerwę obiadową. Razem z Jasonem ruszyłam do stołówki, po drodze spotykając Jane. Czarne włosy miała spięte w długiego kucyka, a zielone ciuchy zlewały się z kolorem jej oczu.
- Nareszcie się spotykamy, Tostien.
- Spark, jak poszło na angielskim? - zapytałam rozbawiona.
- Wystarczył słodki uśmiech, abym nie musiała pisać karnej kartkówki.
- Zarywanie do nauczycieli jest zabronione – wtrącił się Jason.
- Ja do nikogo nie zarywam, tylko wspomagam swoim urokiem osobistym marzenie o średniej powyżej 4,75.
- Świetnie. To może opowiesz jaki masz sposób na panią Caksoń.
- Woda święcona i krzyż.
- Zapomniałaś o czosnku – dodał Jason.
- No tak. Jeśli chcesz mieć piątkę, wystarczy powiedzieć, że posiadasz drewniany kołek w plecaku.
- Prędzej połamie ci kości, niż ty dotkniesz ją czymkolwiek.
- Widzisz, kochany Jasonie, liczy się strategia.
- Mówisz, że chcesz pokonać Caksoń swoim marnym pomysłem, gdy ta zna na pamięć strategie wszystkich bitew historycznego świata.
- Zapomnijmy o tym – bąknęła Jane, wchodząc do stołówki.
Wraz z zwiększoną powierzchnią szkoły, przybyło wielu nowych uczniów. Jadalnia była teraz pełna krzyczących, biegających pierwszaków. Drugoklasiści próbowali wywyższać się, zajmując tak zwane „popularne stoliki”. Trzecia klasa natomiast zbytnio nie mieszała się w szkole życie. Oczywiście do trzecioklasistów zaliczali się kapitanowie różnych drużyn, ale nikt z nich nie robił wokół siebie wielkiego szumu. Ruszyliśmy po tace, po czym stanęliśmy w kolejce, aby wziąć coś przypominającego spaghetti. Następnie usiedliśmy przy jednym z pustych stolików stojących na samym końcu sali. Zasiadłam z Jane po jednej stronie, a Jason usiadł naprzeciwko nas.
- Możemy dziś skoczyć do tej budki na stacji? Chciałabym napić się shake'a. - Jane przesuwała posklejany makaron po talerzu.
- Ja cierpię z powodu braku rękawiczek, a ty chcesz się napić shake? - zaczęłam nabijać mięso mielone na widelec. - Poza tym ja nie mogę dzisiaj iść z wami. Lekarz.
- W następnym życiu znajdę sobie przyjaciółkę, która będzie zdrowa jak ryba w wodzie.
- W następne urodziny kupię ci rybę w wodzie – zaśmiał się Jason.
- Dobry pomysł – odpowiedziała. - Choć lepsza będzie ryba na patelni.
- Chcesz zjeść swoją przyjaciółkę – zapytałam z udawanym przerażeniem.
- Jeśli byłaby smaczna.
- Sadystka – jęknął chłopak.
Długo zwlekaliśmy ze zjedzeniem dziwnej papki. Później ruszyliśmy na dwie ostatnie lekcje. Po zajęciach Jason z Jane poszli do galerii szukać szalika dla siostry Jasona, a ja powoli wlekłam się do domu, dokładnie przeszukując listę piosenek w telefonie.
Jednym, z wielu miejsc, których nie cierpiałam, był szpital. Odór chorób i rozpaczy zawsze wisiał w powietrzu. Jadąc z mamą autem modliłam się, aby znów nie musieć spędzać tam całego popołudnia. Miałam dołączyć po badaniach do przyjaciół.
- O czym tak myślisz? - zapytała mama, stając na światłach.
- Nie chcę tam jechać. Mam dość szpitali – mruknęłam cicho, opierając się czołem o szybę.
- To tylko badania, później wracamy. Pomożesz mi przenosić pudła z rzeczami na zimie z garażu do domu.
- Umówiłam się z Jasonem i Jane, nie mogę – próbowałam się obronić, ale i tak wiedziałam, że pomogę mamię.
Gdy zaświeciło się zielone światło, pojechałyśmy dalej.
Moją uwagę zwróciło coś dziwnego. Na środku chodnika przy antykwariacie stał lodowy posąg. Staruszek z wyciągniętą do przodu ręką, owinięty był prawdziwym kocem. Trochę przerażająca scena, gdyż posąg wyglądał na żywy. Wiedziałam, że brzmiało to idiotycznie. Ludzie podziwiali go, robili z nim zdjęcia, przytulali, jakby był jakąś zabawką. Nie miałam czasu przyjrzeć się dłużej, bo właśnie skręciłyśmy autem w jedną z uliczek.
Oparłam się o fotel i próbowałam odprężyć przed badaniami
Dzisiaj zawitał u mnie pan George. Podobno ostatniej ekipie, która lądowała na księżycu udało się znaleźć niesamowity kamień. Nie chciał zdradzać więcej szczegółów, ale z sposobu, jakim mówił czuć było podniecenie. Zaprosił mnie do laboratorium. Mam nadzieję, że w sobotę uda mi się dowiedzieć nieco więcej o tym odkryciu.
26 sierpnia 1995 sobota
Odwiedziłem doktora Georga w laboratorium. To, co zobaczyłem było niepojęte!
Nie mogę dalej pisać, przyszli goście.
27 sierpnia 1995 niedziela
Kamień, który potrafi zamrażać! Pomyśleć, że coś takiego kryło się przed nami przez setki lat właśnie na księżycu! Ile to nam daje możliwości... Nowe badania, nareszcie wrócę do laboratorium! Kto by wiedział, że wszystkie żyjące istoty zostały zamrażane.
ZAPAMIĘTAJ!
Nigdy nie dotykaj kamienia księżycowego bez odpowiedniego zabezpieczenia.
1 listopada 1995 środa
Co, jeśli złączyłbym kamień z istotą ludzką? Oczywiście musiałbym znaleźć sposób, aby ta istota nie uległa zmrożeniu... Muszę okryć sposób osłabienia mocy kamienia. Do tego potrzebuję pacjentów, zdecydowanie... Nie, nie mogę zacząć od ludzi. Chyba będę musiał udać się do sklepu zoologicznego.
******
TERAZ
- NASA ogłasza, że niedługo zaczną się kolejne przygotowania do podróżny na księżyc. Tym razem ekipa Rosvelta ma zbadać tereny, w których znaleziono złoża zamrożonej wody. Czy niedaleko nas mieszkają tajemnicze organizmy, gotowe zawładnąć ziemią? Przejdźmy do pogody. W tym tygodniu.... - telewizor nagle zamilkł, a kolorowy ekran, w którym przed chwilą oglądałam wiadomości zamienił się w czarną plamę.
- Zbieraj się do szkoły – burknęła mama w moją stronę.
Niechętnie wstałam, ściągając nogi ze stolika. Drewniana podłoga nieprzyjemnie skrzypiała, gdy stawałam na niej czarnymi trampkami. Ominęłam stolik, na którym leżała książka mamy o nastolatkach i ich problemach w okresie dojrzewania. Przeszłam obok schodów i wślizgnęłam się do kuchni, zabierając kanapki zapakowane w woreczki śniadaniowe.
- Po szkole wybieramy się do lekarza, więc proszę, odpuść sobie włóczenie się z Jasonem po mieście.
- Tak jest, kapitanie. - Zasalutowałam do kobiety stojącej obok umywalki, po czym obróciłam się i weszłam do przedsionka. Schowałam drugie śniadanie do brązowego plecaka, założyłam kurtkę , buty, owinęłam twarz szalikiem i ruszyłam do szkoły.
Zima w tym roku nawiedziła nas dość wcześnie. Mimo iż słońce mocno świeciło, nie było w stanie odgonić mroźnego powietrza. Ledwie rozpoczął się listopad, a wszyscy wyczekiwali śniegu. Nie lubiłam jesieni ani zimy. Dość często chorowałam, a niska temperatura wcale nie pomagała poczuć się lepiej. Odkąd byłam dzieckiem, miałam niską frekwencję w szkole. Odbijało się to na mojej nauce. Wiecznie w tyle, próby dogonienia rówieśników, siedzenie w szkole do szesnastej tylko po to, by napisać zaległy sprawdzian z matematyki. Jednak zawsze zdawałam do następnej klasy bez problemów. Jason – mój przyjaciel – pomagał mi w lekcjach, przez co nawet po dłuższej nieobecności dawałam sobie radę na lekcjach.
Telefon zadzwonił w mojej kieszeni. Piosenka Three Days Grace dźwięczała w powietrzu. Wzięłam komórkę do ręki i odebrałam:
- Halo?
- Od wczoraj do ciebie dzwonię, a ty nie odbierasz!
- Przepraszam Jane – westchnęłam – pewnie zostawiłam telefon w kurtce i poszłam do pokoju. Sama dobrze wiesz, że gdy włączę muzykę, to tak jakbym odłączyła się od świata.
- Dobra, nieważne. Jaką masz pierwszą lekcję?
- Historię.
- Z Caksońką?
- Niestety, a co, zamierzasz zarywać pod klasą do Jasona?
- Przestań – warknęła – chciałam go tylko poprosić, by pomógł mi zrozumieć szereg homologiczny alkanów. Jutro będę mieć z tego kartkówkę, i jeśli nie napiszę jej co najmniej na trzy, tata odłączy internet!
- Tak, to już ogólnoświatowa tragedia. Słuchaj, spotkamy się pod szkołą, bo nie wzięłam rękawiczek i cholernie mi zimno w ręce.
- Pośpiesz się, za dziesięć minut zaczną się lekcje.
Rozłączyłam się i z powrotem schowałam telefon do kieszeni, przy okazji wyciszając go. Przyśpieszyłam kroku, omijając dzieci idące z rodzicami. Nie dość, że budynek gimnazjum stał obok podstawówki, to chodnik był wąski. Dojście na czas na lekcje było misją niemalże niewykonywalną.
Przepchawszy się między ludźmi rzucałam za sobą niewyraźne „przepraszam”. Gdy znalazłam się przed szkołą zostały trzy minuty do dzwonka. Z trudem dostałam się pod swoją szafkę, wrzuciłam do niej kurtkę i szalik, zabrałam książkę do historii i biegiem ruszyłam pod klasę. Na szczęście pierwszą lekcję miałam w starej części szkoły. Dyrektor wyznaczył nam wiekową salę, gdyż było tam mnóstwo replik obrazów różnych bitew, które nie zostały przeniesione do nowszej części gmachu. Było tu o wiele ciszej i spokojniej niż w miejscach, gdzie pierwszaki miały swoje lekcje.
Wielki korytarz prowadzący przez pierwsze piętro wydawał się być opuszczony. Farba odpryskiwała ze ścian, a wystające panele głośno skrzypiały. Niekiedy pojawiały się świeżo wymalowane drzwi do opuszczonych sal, z których już nikt nie korzystał. Na samym końcu korytarza stało koło dwudziestu pięciu osób. Moja klasa była dość nieliczna, przeważały w niej dziewczyny.
- Nareszcie trafiła – zawołał wysoki blondyn, uśmiechając się w moją stronę. Ruszyłam w jego kierunku, sprawdzając po raz kolejny, czy na pewno wyciszyłam telefon.
- Była tu Jane? Miała cię poprosić, byś wytłumaczył jej coś tam alkanów.
- Tak. Zrozumiałem tylko tyle, że jeśli będzie źle, odłączą internet.
Zerknęłam na Jasona. Nie dość, że był mądry, to na takiego wyglądał. To chyba przez okulary, które nosił. Ochraniały one jego niebieskie oczy.
- Gotowa na kolejną lekcję wspaniałej historii?
- Oczywiście! Atrakcja na ten tydzień: ścięcie głowy królowi Anglii, Karolowi I!
- Co robimy po szkole? Jane mówiła, że musi kupić jakąś nową płytę Taylor. Ja muszę znaleźć rękawiczki dla Katie. Jakby sama nie mogła pójść do sklepu.
- Ma osiem lat.
- Co z tego? W tamtym roku, gdy miałem jej kupić szalik, zostałem zbesztany za brak gustu.
- Małe dziewczynki nie przepadają za czarnym.
- Więc twoim zadaniem na dzisiaj będzie pomóc mi znaleźć coś różowego i słodkiego.
- Dzisiaj nie mogę. Mam jechać po szkole do lekarza.
- Znowu? - westchnął chłopak. - Co takiego tym razem się dzieje?
- Nic takiego.
- Więc po co cię tam ciągną?
- Badania kontrolne. Pobiorą krew, zbadają puls i takie tam. Nie masz co się martwić – szturchnęłam go łokciem – jutro wrócę.
Chłopak puścił oczko w moją stronę. Potem zadzwonił dzwonek i nauczycielka wpuściła nas do klasy.
Historia była ciekawa. Te wszystkie wojny, starożytne kultury, zagadki, mumifikacje i odkrycie Ameryki. Lubiłam czytać różne ciekawostki, ale nienawidziłam, gdy ktoś kazał mi zapamiętać najmniejszy szczegół wojny domowej w Anglii.
- Rechida Tostien? - huknęła nauczycielka, sprawdzając obecność.
- Rechi – poprawiłam.
- Rechida Tostien? – powtórzyła, informując mnie w ten sposób, że nie interesuje ją moje zdanie.
- Obecna! - krzyknęłam, po czym odwróciłam się do Jasona i szepnęłam – Jak ja jej nie lubię.
- Rechido, masz jakiś problem? - odpowiedział z poważną miną.
- Jasonie, czy marzy ci się dostać w twarz po tej lekcji?
- Oh, przestań. Nic nie poradzisz, że masz tak na imię.
- Owszem, dlatego proszę innych, by zwracali się do mnie Rechi. Jeśli nie będziesz przestrzegać tej prośby, to przygotuj się na śmierć.
- Od kiedy próśb trzeba się przestrzegać?
- Poprawka. To był rozkaz.
Otworzyłam zeszyt i zapisałam temat. Pozostało tylko wyczekiwać końca lekcji, w nadziei, że nie zostanę o nic zapytana.
Po dwónastej przyszła pora na przerwę obiadową. Razem z Jasonem ruszyłam do stołówki, po drodze spotykając Jane. Czarne włosy miała spięte w długiego kucyka, a zielone ciuchy zlewały się z kolorem jej oczu.
- Nareszcie się spotykamy, Tostien.
- Spark, jak poszło na angielskim? - zapytałam rozbawiona.
- Wystarczył słodki uśmiech, abym nie musiała pisać karnej kartkówki.
- Zarywanie do nauczycieli jest zabronione – wtrącił się Jason.
- Ja do nikogo nie zarywam, tylko wspomagam swoim urokiem osobistym marzenie o średniej powyżej 4,75.
- Świetnie. To może opowiesz jaki masz sposób na panią Caksoń.
- Woda święcona i krzyż.
- Zapomniałaś o czosnku – dodał Jason.
- No tak. Jeśli chcesz mieć piątkę, wystarczy powiedzieć, że posiadasz drewniany kołek w plecaku.
- Prędzej połamie ci kości, niż ty dotkniesz ją czymkolwiek.
- Widzisz, kochany Jasonie, liczy się strategia.
- Mówisz, że chcesz pokonać Caksoń swoim marnym pomysłem, gdy ta zna na pamięć strategie wszystkich bitew historycznego świata.
- Zapomnijmy o tym – bąknęła Jane, wchodząc do stołówki.
Wraz z zwiększoną powierzchnią szkoły, przybyło wielu nowych uczniów. Jadalnia była teraz pełna krzyczących, biegających pierwszaków. Drugoklasiści próbowali wywyższać się, zajmując tak zwane „popularne stoliki”. Trzecia klasa natomiast zbytnio nie mieszała się w szkole życie. Oczywiście do trzecioklasistów zaliczali się kapitanowie różnych drużyn, ale nikt z nich nie robił wokół siebie wielkiego szumu. Ruszyliśmy po tace, po czym stanęliśmy w kolejce, aby wziąć coś przypominającego spaghetti. Następnie usiedliśmy przy jednym z pustych stolików stojących na samym końcu sali. Zasiadłam z Jane po jednej stronie, a Jason usiadł naprzeciwko nas.
- Możemy dziś skoczyć do tej budki na stacji? Chciałabym napić się shake'a. - Jane przesuwała posklejany makaron po talerzu.
- Ja cierpię z powodu braku rękawiczek, a ty chcesz się napić shake? - zaczęłam nabijać mięso mielone na widelec. - Poza tym ja nie mogę dzisiaj iść z wami. Lekarz.
- W następnym życiu znajdę sobie przyjaciółkę, która będzie zdrowa jak ryba w wodzie.
- W następne urodziny kupię ci rybę w wodzie – zaśmiał się Jason.
- Dobry pomysł – odpowiedziała. - Choć lepsza będzie ryba na patelni.
- Chcesz zjeść swoją przyjaciółkę – zapytałam z udawanym przerażeniem.
- Jeśli byłaby smaczna.
- Sadystka – jęknął chłopak.
Długo zwlekaliśmy ze zjedzeniem dziwnej papki. Później ruszyliśmy na dwie ostatnie lekcje. Po zajęciach Jason z Jane poszli do galerii szukać szalika dla siostry Jasona, a ja powoli wlekłam się do domu, dokładnie przeszukując listę piosenek w telefonie.
Jednym, z wielu miejsc, których nie cierpiałam, był szpital. Odór chorób i rozpaczy zawsze wisiał w powietrzu. Jadąc z mamą autem modliłam się, aby znów nie musieć spędzać tam całego popołudnia. Miałam dołączyć po badaniach do przyjaciół.
- O czym tak myślisz? - zapytała mama, stając na światłach.
- Nie chcę tam jechać. Mam dość szpitali – mruknęłam cicho, opierając się czołem o szybę.
- To tylko badania, później wracamy. Pomożesz mi przenosić pudła z rzeczami na zimie z garażu do domu.
- Umówiłam się z Jasonem i Jane, nie mogę – próbowałam się obronić, ale i tak wiedziałam, że pomogę mamię.
Gdy zaświeciło się zielone światło, pojechałyśmy dalej.
Moją uwagę zwróciło coś dziwnego. Na środku chodnika przy antykwariacie stał lodowy posąg. Staruszek z wyciągniętą do przodu ręką, owinięty był prawdziwym kocem. Trochę przerażająca scena, gdyż posąg wyglądał na żywy. Wiedziałam, że brzmiało to idiotycznie. Ludzie podziwiali go, robili z nim zdjęcia, przytulali, jakby był jakąś zabawką. Nie miałam czasu przyjrzeć się dłużej, bo właśnie skręciłyśmy autem w jedną z uliczek.
Oparłam się o fotel i próbowałam odprężyć przed badaniami
No no. Ciekawie Falenciaku 8) nie mogę się doczekać reszty. Życzę weny ;D
OdpowiedzUsuńCudo...
OdpowiedzUsuńZazdroszczę takim ludziom jak ty. Masz wspaniały dar do pisania.
I fabuła... Nigdy się s taką nie spotkałam i kocham oryginalne opowiadania. :)
Strasznie zaciekawiasz.
Zastanawiam się kim jest ta dziewczyna, która zamraża... I na co choruje Rechi... Z resztą bardzo pomysłowe imię. Nigdy się z takim nie spotkałam.
Czekam na następny rozdział
Zapomniałam się zapytać..
UsuńJak nazywają się piosenki, które lecą w tle?
1. Mad World - Gary Jules
Usuń2. Matthew Koma, Zedd - Spectrum (Acoustic Version)
Dziękuję :D
UsuńSuper ... Robi się ciekawie ;D Czekam na natępną część
OdpowiedzUsuńChciałabym umieć pisać tak wspaniale jak ty ;c
OdpowiedzUsuńAle cóż poradzę, niestety nie mam takiego talentu. ;'( A chciałoby się, chciało :D
Troszeczkę się już wyjaśniło, ale nie do końca, ale mam już pewien pomysł jak chcesz poprowadzić to opowiadanie, ale znając życie zaskoczysz mnie :D Czekam na nowy rozdział i jestem ciekawa na co chora jest Rechi, a swoją drogą bardzo oryginalne imię :)
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie !! Masz naprawdę wielki talent do tego. :) Z zniecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział! :D
OdpowiedzUsuń