25 grudnia 1995 poniedziałek
Dni mijają coraz to szybciej, a ja dalej główkuję nad kontrolowaniem mocy kamienia. Zmniejszenie jego powierzchni skutkuje przedłużaniem się czasu zamrażania. Po prawie dwóch miesiącach wydałem majątki na myszy. Po pierwszych próbach ze śmiałością mogę stwierdzić, iż zamrożone obiekty są zdolne do zmiany skupienia. Podejrzewałem właśnie taką reakcję. Cóż, pozostaje próbować dalej.
8 lutego 1996 czwartek
Pan George dowiedział się o moich badaniach. Ten stary idiota nie rozumie wagi tych doświadczeń. Musiałem przenieść cały sprzęt do piwnicy, oraz przysiąc, że przerwę „te chore zabawy”. Kiedy już uda mi się wszczepić w organizm kawałek opluxum (tak nazwałem kamień księżycowy)zobaczymy, czy dalej będzie nazywał to chorymi zabawami.
10 marca 1996 niedziela
Udało mi się rozszczepić opluxum na atomy. Przy takiej wielkości i masie z trudem powinien zamrozić organizm żywy. Oczywiście nie wykluczam, że po jakimś czasie to nastąpi. Póki co obrałem sobie za cel jak najdłuższe opóźnienie procesu zamrażania. Pierwsze atomy wszczepiłem w zwierzęta testowe. Pozostaje liczyć dni i mieć nadzieję na powodzenie.
Z trudem znalazłyśmy miejsce pod jak zwykle zatłoczonym szpitalem. Mozolnie wysiadłam z auta, kładąc torbę na przednim siedzeniu. Zabrałam ze sobą tylko telefon.
- No choć, zaraz zbiorą się wielkie tłumy, a ja nie mam czasu stać cały dzień w kolejce – burknęła mama, także z widoczną niechęcią.
Wchodząc do szpitala jak zwykle starałam się nie zwracać uwagi na chorych. Ludzie przemieszczający się na wózkach inwalidzkich, wspomagających się kulami czy chociażby przewożonych na szpitalnych noszach. Wiedziałam, że jeśli spojrzę w ich stronę, przekłuje mnie igła bólu, zapełniając współczuciem wobec innych. Oczywiście to nie było tak, że nie lubiłam ludziom współczuć. Kiedy byłam młodsza uczęszczałam na różne akcje czy chociażby zbiórki dla ludzi chorych. Problem zaczął się, gdy pewnego dnia chciałam pomóc pewnej dziewczynce wejść po schodach. Na nodze miała bandaż i z trudem brnęła do góry, więc automatycznie ruszyłam w jej kierunku. Zostałam odepchnięta, a dziewczyna powiedziała, że przez osoby takie jak ja czuje się gorsza od innych. Zdałam sobie wtedy sprawę, iż ja, jako osoba teoretycznie zdrowa byłam odbierana negatywnie u osób poszkodowanych, niczym duszyczka pełna uprzejmości biegnąca pomóc inwalidzie tylko z powodu współczucia. Ludzie chorzy nie chcą, by inni rozczulali się na ich widok, nie chcą być brani za słabsze ogniwo. Przez to nie patrzyłam, a przynajmniej starałam się nie patrzeć.
Usiadłszy wraz z mamą w poczekalni liczyłam osoby, które były przed nami w kolejce. Trzy osoby do doktora Herbsa, ja byłam czwarta. Myślałam, że będzie gorzej. Rozsiadłam się na krześle, wyjmując telefon z kieszeni. Próbowałam przejść poziom w grze, z którym męczyłam się całą niedzielę. Gra polegała na zebraniu wszystkich owoców w labiryncie. Brzmiało banalnie. Utrudnieniem były latające stwory usiłujące zabić twoją postać, rzucając w nią różnymi dziwactwami.
Kiedy byłam blisko wygranej i awansowania na następny poziom mama szturchnęła mnie w rękę, przez co nie zdążyłam zaprowadzić mojej postaci do wybranego korytarza i horda złych małp obrzuciła mnie bombami.
- Nasza kolej – powiedziała.
- Dzięki – rzuciłam w jej stronę, wstając i chowając komórkę do kieszeni.
Razem weszłyśmy do niedużego gabinetu z biurkiem na środku pomieszczenia. Jak zwykle zajęłyśmy dwa krzesła obok umywalki. Naprzeciw nas o dziwo nie siedział znajomy doktor, lecz nieznany rudowłosy mężczyzna.
- Przepraszam – odezwała się mama. - Gdzie jest doktor Herbs?
- Przykro mi, ale uległ grypie – Nieznajomy wziął do rąk moją kartę pacjenta – Rechida Tostien?
- Rechi – odpowiedziałam.
- Miło mi, jestem doktor Weegs. Dzisiaj ja przeprowadzę twoje badania kontrolne.
Cicho westchnęłam, opierając się o siedzenie. Było mi to obojętne, kto mnie zbada, byleby zrobił to szybko.
- Proszę, rozbierz się - doktor założył słuchawki medyczne, a ja szybko ściągnęłam bluzę i podkoszulek, po czym stanęłam obok niego. Położył zimną dłoń na moich plecach. Miałam ochotę uciec i schować się pod swoje ciepłe ciuchy.
- Oddychaj głęboko.
Zapadła głucha cisza, po czym kazał się obrócić i przysłuchiwał się mojej klatce piersiowej. Następnie zaglądnął do mojego gardła, zbadał puls, a na sam koniec poprosił pielęgniarkę, by pomogła mu pobrać krew. Po badaniach mogłam się z powrotem ubrać, w już niestety zimne ubrania. W tym czasie doktor wypytywał moją mamę o moje wcześniejsze choroby.
- Jak często Rechi choruje?
- Przynajmniej raz na miesiąc dopada ją jakieś przeziębienie, czy bóle gardła. Nie są za bardzo groźne, ale zezwalam córce pozostawać w domu z powodu złego samopoczucia.
- Wystąpiła ostatnio jakaś choroba układu oddechowego, jak widzę w karcie pacjentki.
- Tak, Rechi miała zapalenie oskrzeli.
- Przed tą chorobą, jakieś dwa miesiące wcześniej była leczona na zapalenie krtani.
- Yhym – przytaknęła matka, a ja usiadłam obok niej.
- Pani córka to dość chorobliwy okaz człowieka.
- Cóż, nie potrafię nic na to zaradzić. - Mama widocznie miała dość tego człowieka.
- Nie chciałbym pani martwić, ale dzisiejsze badania także nie poszły za dobrze. Niski puls, da się zauważyć u pacjentki powiększone węzły chłonne...
- Lecz ona na nic się nie skarży, prawda? - powiedziała, zerkając w moją stronę, a ja ruszyłam głową na znak zgody.
- … więc chciałbym zostawić Rechi na obserwacji. - Dokończył doktor.
- Słucham? - zdziwiłam się. - Przecież nic mi nie jest, czuję się świetnie.
- Jestem lekarzem, potrafię wcześniej wykryć zagrożenie niż inni. Proszę nie kwestionować mojego zdania.
Nie podobał mi się ton, z jakim ten człowiek odnosił się do naszej dwójki. Poza tym nie mogłam w takiej chwili opuścić szkoły, ledwo co zaczął się rok szkolny, a ja już miałam leżeć w szpitalu? To było wykluczone.
- Nie mam jak pozostać na obserwacji, gdyż muszę nadrobić jeszcze materiały z wcześniejszej klasy. Z cudem udało się zaliczyć wszystkie przedmioty z moją frekwencją, i nie chciałabym tego powtarzać w tym roku.
- Zostaniesz przeniesiona do mojej prywatnej kliniki. Poddamy cię obserwacji, chciałbym móc ocenić twój układ odpornościowy, zobaczymy czy moje spekulacje na temat powiększonych węzłów chłonnych się potwierdzą. Oczywiście, jeśli tak bardzo zależy ci na szkole, ktoś z twoich znajomych mógłby przychodzić parę razy w tygodniu z przepisanymi notatkami.
- To ile ona ma tam leżeć, miesiąc?! - oburzyła się matka. - Jeśli to tylko węzły chłonne, nie powinno być z tym większego problemu, może zostać w domu!
Doktor Weegs spokojnie położył długopis na biurku, zerkając na nas.
- Nie martwi pani, że Rechi tak często choruje? Jej organizm już teraz jest osłabiony, a co będzie, gdy osiągnie wiek dorosły. Wszystko się na niej odbije. Czy tego pani pragnie, pani Tostien?
Miałam ochotę wstać i wyjść. Wzięłam głęboki wdech, jak podczas badań i spróbowałam odgonić od siebie obrzydzenie spowodowane zachowaniem Weegsa.
- Poproszę ambulans, by odwiózł panie do kliniki.
- Damy sobie radę – warknęła groźnie kobieta obok mnie. - Jeśli Rechi ma zostać dłużej w PAŃSKIEJ klinice, powinna zabrać ze sobą parę podstawowych rzeczy, prawda? Jeśli mogłabym prosić o adres kliniki. Później odwiozę tam córkę.
Doktor napisał na kartce nazwę ulicy, pożegnał się z nami, a my uciekłyśmy z gabinetu. Dopiero na parkingu moja mama zezwoliła sobie na wybuch.
- Co on sobie myśli?! Nie może sobie ciebie tak po prostu wziąć na cholerną obserwację, bo masz powiększone węzły chłonne. To chyba jakiś idiota, próbujący na siłę być wspaniałym lekarzem!
- Mnie też to nie pasuje, mamo.
- Eh, pakuj się do auta – rzuciła w moją stronę kluczyki. – Ja zadzwonię do ojca i o wszystkim mu opowiem.
______________________________________
Chciałabym poprosić czytający o komentarze, nawet jeśli nie posiadacie kont na bloggerze, miło byłoby dowiedzieć się, ile w obecnej chwili was jest. (:
Świetne *-*
OdpowiedzUsuńPs. Też uwielbiam Tobiasa <4
Bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam Cię czytać :) jestem na telefonie więc napisze więcej potem :) Julia Reverse :D
OdpowiedzUsuńJa czytam < 3
OdpowiedzUsuńI uważam, że świetnie piszesz ; D
Obecna :D
OdpowiedzUsuńCały czas nasuwają mi się pytania kim jest ta dziewczyna od lodu? Jak rozwinie się dalej akcja..?
Piszesz zagadkowo co jest fantastyczne i tak lekko. Chciałabym kiedyś, w niedalekiej przyszłości, zobaczyć twoją książkę.
Niech nawiedzi cię wena.
Interesująco piszesz, co sprawia że z przyjemnością się czyta.
OdpowiedzUsuńCieszy mnie fakt że z każdym rozdziałem jest coraz lepiej.
Ciekawość zżera, więc czekam na dalszy ciąg.
Pozdrawiam.
http://variation-water.blogspot.com/
świetne <3 Bardzo ciekawe, widać, że umiesz i lubisz pisać :)
OdpowiedzUsuńCzytam :D i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział <3
OdpowiedzUsuńGenialne ,masz dziewczyno talent !!! :D Życze weny i czekam na więcej :D
OdpowiedzUsuńTO jest BOSKIE!!!
OdpowiedzUsuń