środa, 9 października 2013

Rozdział 3


2 kwietnia 1996 wtorek

Zwierzęta wytrzymują maksimum półtorej tygodnia z wszczepionym opluxum. Próbowałem wszystkiego, chociażby podnoszenia temperatury w klatkach, by zamrażanie trwało dłużej. Nic nie pomogło. Badania stoją w miejscu, a ja coraz częściej muszę wybierać się do ogrodu wykopywać nowe dołki na zwierzęce ciała. W takim tempie do śmierci nie osiągnę niczego.

17 kwietnia 1996 środa

Przez całe dzisiejsze popołudnie musiałem znosić Dagersów. Okropnie szczęśliwe małżeństwo z dwójką bliźniaków. Gdziekolwiek się ruszyłem, za mną szły te małe potwory. Gdyby nie fakt, że Jack jest moim kuzynem, już dawno zaprzestałbym zapraszać ich na obiady. Andia i Samuel omal nie dostali się do piwnicy. Na poczekaniu wcisnąłem im bajkę o złych krasnoludach mieszkających pod domem. Głupie szczeniaki uwierzyły i już więcej nie zbliżały się do drzwi.
Zacząłem eksperymenty na szczurach. Jeden z nich wyglądał na chorego, więc odizolowałem go od reszty. Po pierwsze mógłby zarazić pozostałe szczury, co fatalnie wypadłoby na wynikach badań, a po drugie postanowiłem go oszczędzić. Jest słaby. Chyba go oswoję. W końcu brak mi towarzysza.


Gwałtownie wyciągałam ciuchy z szafy, wciskając je ze złością do dużej granatowej torby. Następnie wtargnęłam do łazienki, chwytając w dłonie szczoteczkę do zębów, pastę i krem do twarzy. Z suszarki zabrałam kilka par skarpetek i bieliznę. Znów weszłam do pokoju, uklękłam koło bukowego biurka i opierając się głową o kant szafki próbowałam dosięgnąć ładowarkę, którą wczoraj tam wkopałam. Ją także spakowałam do torby. Usłyszałam dźwięk dzwonka, po czym wyciągnęłam telefon, który ciągle znajdował się w kieszeni moich spodni.
- I jak tam? - usłyszałam głos Jasona.
- Mały problem, nie będzie mnie kilka dni w szkole.
- A to z jakiego znów powodu?
- Mam pojechać do kliniki jakiegoś świra na obserwacje. Stwierdził, że mam powiększone węzły chłonne i musi się temu wszystkiemu przyjrzeć.
- Aha. Świetnie.
- Uwierz, ja też tego nie chcę.
- Okay. Mam to przekazać nauczycielom?
- Gdybyś mógł...
- Będę już lecieć.
- Jason.
- Tak?
- Nie bądź zły.
- Nie jestem – powiedział cicho. - Przecież to nie twoja wina. Tylko że ostatnio coraz częściej nie mamy czasu się widywać.
- Nadrobimy to, obiecuję. Jeśli chcesz, możesz mnie odwiedzać. Doktor świr pozwolił, by znajomi wpadali i dawali mi notatki z lekcji.
- Rechido....
- Czy ty na serio chcesz umierać w tak młodym wieku? - syknęłam przez zęby do telefonu.
- Eh, wyślij potem sms-em adres tej kliniki. Teraz wybacz, czeka mnie długa rozmowa z Jane.
- Chemia?
- Niestety.
- Miłego mówienia do ściany!
- Tak, tobie też życzę szczęścia w klinice – powiedział, po czym się rozłączył.
Usiadłam na łóżku, rozglądając się po pokoju. Naprzeciw mnie było wielkie okno, z firanką sięgającą do parapetu. Niżej znajdował się kaloryfer, który został udekorowany parę lat wcześniej żółtym kolorem. Po obu stronach okna, na czerwonej ścianie wisiały przeróżne rzeczy, zaczynając od plakatów, a kończąc na rysunkach. Idąc w prawo, na ścianie obok były wypisane cytaty z książek, lektur czy filmów, które otaczały niewielkie, także oznaczone przeze mnie dziwnymi malowidłami drzwi, w których znajdowało się lustro. Z drugiej strony pokoju był wielki regał z wieloma powieściami, moja własna biblioteczka.
Nie chciałam opuszczać tego miejsca. Czasami czułam się tu jak obcy wkradający się na cudzą posiadłość. Raz, w wieku 13 lat musiałam leżeć ponad trzy miesiące na oddziale. Gdy wróciłam do domu, miałam dość białych ścian, które tak, jak w szpitalu, ogarniały cały mój pokój. Poprosiłam rodziców, abyśmy przemalowali sypialnie. Odkąd chwyciłam pędzel, do tej pory nieczęsto się z nim rozstawałam. Zawsze znalazło się wolne miejsce na ścianie, gdzie można było coś domalować, czy przemalować. Codziennością było dla mnie przesuwanie mebli. Chciałam, by mój pokój był czymś wyjątkowym.
- Rechi, zejdź na dół! - ryknął ojciec na cały dom.
- Idę!
Zawiesiłam ciężki pakunek z ciuchami na ramieniu i ruszyłam korytarzem w stronę schodów. Gdy schodziłam w dół, potknęłam się i pochyliłam do przodu, upuszczając torbę, która z hukiem wylądowała wprost pod nogami taty. Ten zerknął na mnie, unosząc brwi.
- Jeśli chciałaś, żebym to od ciebie wziął, wystarczyło powiedzieć.
- Ha ha. Śmieszne.
- Mama czeka w aucie – powiedział, zakładając kurtkę. - Na pewno wszystko spakowałaś?
- Tak tato.
- To chodźmy.
Żadne z nas nie ruszyło na dwór. Staliśmy tak, patrząc na siebie.
- Eh – westchnął wysoki mężczyzna. - Wezmę już tą torbę.
- Jesteś taki miły! - roześmiałam się, całując go w policzek.
Klinika była położona dość daleko od miasta. Jechaliśmy już dobre pół godziny, słuchając się wskazówek podawanych przez GPS-a. Oczywiście moi rodzice w pełni nie ufali takim „zabawkom”, więc mama trzymała w rękach mapę, doglądając celu naszej podróży.
- Za pięćset metrów skręć w prawo – odezwał się GPS.
- Kłamstwa – mama pokazała mi mapę. - Za pięćset metrów nie ma żadnego skrętu!
- Mamo...
- Co?
- Trzymasz to do góry nogami.
Kobieta przekręciła głowę w bok, przymrużając powieki, po czym dodała:
- Nie było tematu.
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
Po jakiejś chwili stanęliśmy przed wielkim domem. Elewacja była obrośnięta bluszczem, co świetnie pasowało do otoczenia składającego się z wielkich sosen. Gdzieniegdzie przed budynkiem na suchej glebie pojawiały się pojedyncze kępki trawy. Chodnik prowadzący pod schody był nierówny i popękany. Przeszły mnie ciarki, gdy pod jednym z okien zauważyłam lodowy posąg przedstawiający chłopaka z uśmiechem na ustach. Od razu w mojej głowie pojawił się widok tamtego posągu starca. Zanim zdążyłam podejść bliżej, na werandzie stał już doktor Weegs w lekarskim fartuchu.
Mama objęła mnie ręką i ruszyliśmy w jego kierunku.
- Witam was w moich skromnych progach.
- Nie wyglądają na takie skromne – zaśmiał się tata, jeszcze raz zerkając na cały budynek.
- Pani Clarisse przygotowała już dla ciebie pokój – zwrócił się w moją stronę. - Będzie się tobą opiekować podczas tej krótkiej wizyty.
- Przepraszam – zaczęła mama, patrząc na rzeźbę chłopaka w lodzie. - Czy to nie za wcześnie na takie dekoracje ogródka? Przynajmniej chyba posąg powinien znajdować się w chłodnym miejscu.
- Tak... Zamówiłem go jakiś czas temu , a gdy został dostarczony, nie bardzo mi się spodobał, więc wystawiłem go tutaj...
- Rozumiem, ale nie szkoda panu pieniędzy?
- Prędzej czy później i tak by się roztopił – sprostował, zapraszając nas do środka gestem dłoni.
Dom był ogromny. Kiedy rodzice załatwiali formalności z doktorem, ja zostałam oprowadzona przez pielęgniarkę po tym labiryncie korytarzy. Było dokładnie jak w mojej grze, nie licząc oczywiście goniących mnie małp. Jedynym miejscem, gdzie nie miałam wstępu była piwnica. Podobno doktor przesiadywał tam całymi dniami – przynajmniej tak twierdziła Clarisse.
Pokój, który otrzymałam w żadnym szczególnie nie przypominał mojej sypialni. Bladoniebieskie ściany powodowały u mnie senność. Na końcu pomieszczenia stało jednoosobowe łóżko, a naprzeciw niego niewielka szafa na ciuchy. Położyłam torbę na podłodze, próbując wreszcie zaakceptować fakt, że to właśnie tutaj spędzę najbliższe dni.


__________________________
Krótszy rozdział, no ale mam nadzieję, że coś się wyjaśniło. :D
Przepraszam, ale ostatnio ogarnęłam, że nie włączyłam komentarzy dla osób anonimowych. XD teraz każdy może komentować. (:

15 komentarzy:

  1. Super blog!!! Pisz dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że się skapłaś z tymi komentarzami xd
    Cudownie piszesz, mam nadzieje źe wena cię nie opuszcza :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudownie, po prostu cudownie. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Wciągające :) Czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  5. Clarisse, Jason...czyżbym zgadła, że jesteś Herosem? ^^
    Twoje opowiadanie jest świetne! Aż mnie dreszcze przeszły, co się może stać z główną bohaterką w tej pseudo-klinice ;-; Nie zabijaj!
    Mam nadzieję że wena cię nie opuści, bo już się przyzwyczaiłam że rozdziały dodajesz w miarę często, a dłuższe czekanie byłoby nie do zniesienia :o Chyba się uzależniłam :D
    Weny weny, i pisz nowy rozdział szybciutko! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Opowiadanie jest naprawdę interesujące. Czytam je od początku i cieszy mnie że dodajesz rozdzialy w miarę często, czego często nie robią inni. Jestem ciekawa co stanie się w klinice i jaki ma to związek z zamrażającym kamieniem. Proszę o kolejny wspaniały rozdział! Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. O mój boże!
    Jeśli dobrze myślę to Rechi będzie miała kłopoty. I to duże.
    Szkoda, że taki krótki, ale tak jak napisałaś parę rzeczy się wyjaśniło. :D
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Kobieto, cudownie piszesz. Lekki styl. Wciagajace te twoje opowiadania. Zauważyłam, tak jak moi poprzednicy, że jest Clarisse i Jason ;D
    Rechi...bardzo ciekawe imię :DD Sharlyn, Rechi..co jeszcze? :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Pisz dalej . Super blog. =D

    OdpowiedzUsuń
  10. Czekam na kolejne opowiadania =)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nazwij jakoś tę książkę. o ile to ma być książka.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie przestawaj pisać!!! Nie mogę się doczekać wyjaśnienia tych wszystkich wątków!!!

    OdpowiedzUsuń
  13. O ja nie mogę ten chłopak to zamrożony przez niego?! :o

    OdpowiedzUsuń