- Colton? - zapytałam cicho. Nie miałam pojęcia, czy chłopak będzie chciał rozmawiać ze mną na ten temat.
- Tak?
- Czy Andia... jest zła?
Colton milczał przez dłuższą chwilę.
- Nie wiem.
- Przecież się z nią przyjaźniłeś.
Zerknął w moją stronę, a gdyby jego spojrzenie mogło mnie zranić, zapewne już bym nie żyła. Wiedziałam, że ludzie nie lubią, gdy ktoś wypytuje ich o przeszłość - przynajmniej, kiedy jest ona przedstawiona w tak ciemnych kolorach. Lecz ja musiałam czegoś się o niej dowiedzieć.
Westchnęłam. Nie mogłam przesadzić. Zależało mi, by utrzymać z tym chłopakiem jak najlepsze relacje. Opadłam na łóżko, układając w głowie jakieś odpowiednie pytanie.
- Co ty tutaj właściwie robisz?
Colton usiadł po drugiej stronie, opierając łokcie na nogach.
- Kiedy byłem mały, mój ojciec popełnił samobójstwo. Stwierdził, że ja i matka jesteśmy mu niepotrzebni i tylko go pogrążamy. W prawdzie chodziło chyba o długi, których nie byliśmy w stanie spłacić. Tata się zabił, a wszystko spadło na matkę. Zostaliśmy eksmitowani z mieszkania. Mama znalazła robotę jako sprzątaczka u Weegsa, a ten zapewnił nam dach nad głową. Jakiś rok temu miała zawał serca i umarła, a Weegs pozwolił mi tu zostać, aż nie skończę 18 lat.
Chciałam coś powiedzieć, ale mnie zatkało.
- Współczuję....
- Przestań. - warknął chłopak.
- Ja tylko...
- Tylko chciałaś powiedzieć, że ci przykro i oznajmić, jaki to jestem biedny i samotny.
- ... chciałam powiedzieć, że na każdego przychodzi kiedyś czas. Powinniśmy podnieść głowę do góry i pokazać tej osobie, że postaramy się by była z nas dumna.
- Świetnie! - krzyknął ktoś radośnie z korytarza. Po chwili w pokoju pojawił się Weegs. - Opowiadajcie sobie smutne historie, ale dopiero gdy rozliczymy się z Andią.
- Czyli co? Mam teraz na nią ruszyć, wyśledzić jak pies? - prychnęłam.
- Ja się zajmę zlokalizowaniem dziewczyny, a ty masz poćwiczyć walkę z Coltonem.
- Przepraszam, ale jak? Przecież nie mogę go dotknąć.
Doktorek przejechał mnie wzrokiem, po czym uśmiechnął się lekko.
- Widzę, że już masz odpowiedni strój.
Z impetem ściągnęłam kominiarkę i rękawiczki, rzucając je na ziemie. Już chciałam powiedzieć, że coś takiego nie jest w stanie dobrze okryć mojego ciała, ale Weegs szybko cofnął się do tyłu z spłoszoną miną.
- Okay, załatwię coś lepszego.
Wyszedł szybko z pokoju, znikając za futryną.
Uniosłam brwi do góry, widocznie zaskoczona.
- Wow. Dawno żadna kobieta nie działała tak na tego cepa.
- Czyli mogę to uznać za całkowite zwycięstwo.
- Dokładnie tak - zaśmiał się chłopak. - Nie sądzę, by znalazł coś pożytecznego jeszcze dzisiaj. Nigdy nie wie, gdzie co leży, chyba że w laboratorium. Póki co będziesz musiała nosić to - wskazał ręką na leżące przede mną przedmioty.
Z niechęcią kucnęłam, podnosząc je i zakładając jedynie rękawiczki. Poczułam, że muszę się napić, bo zaraz zemdleję. Spojrzałam na dalej zagracone biurko i znalazłam wzrokiem butelkę z colą. Bez zastanowienia wlałam zawartość butelki do buzi, po czym poczułam, że moje gardło płonie jeszcze bardziej, niż odkąd się przebudziłam. Wiedziałam, że nie mam gdzie wypluć płynu, więc ze wstrętem i łzami w oczach połknęłam coś, co przed chwilą wydawało się być colą. Skrzywiłam się, patrząc z wyrzutami na Coltona. Dopiero teraz dostrzegłam, że chłopak się śmieje. Gdy zobaczył, że na niego zerkam, zasłonił buzię ręką, odwracając głowę w bok.
- Co to do cholery było - wychrypiałam, wystawiając język do przodu i z trudem oddychając.
Colton, próbując zachować powagę, odpowiedział:
- To był mój drink.
- Mówiłeś, że nie masz osiemnastu lat. - Syknęłam, wściekła. - Nie możesz pić alkoholu! Ile w ogóle ty masz lat?
- Siedemnaście i pół.
Chłopak śmiał się dalej, a ja pobiegłam do kuchni, wyciągając szybko wodę mineralną z lodówki i wlewając ją do buzi. Od razu poczułam ulgę.
***
Gdy wieczorem Colton pokazywał mi podstawowe ruchy i figury obronne, okropnie się zmęczyłam. Mój organizm po jakiejś godzinie odmówił jakiejkolwiek współpracy. Mogłam tylko leżeć na zimnych panelach w holu głównym, rozkładając się jakbym miała zamiar zrobić aniołka w śniegu.
- Flirtowanie z podłogą. To coś nowego.
- Spadaj - mruknęłam cicho, przykładając czerwony policzek do ziemi.
Chłopak usiadł jakiś metr ode mnie, opierając się o ścianę.
- Jutro zaczniemy o szóstej.
- Co - jęknęłam, przymykając powieki.
- Kochanie, co robisz?
Podniosłam się, jakby ktoś strzelił we mnie biczem. W drzwiach wejściowych stała moja mama. Była nieźle zdziwiona. w sumie kto by nie był, gdyby zastał swoją córkę przytulającą się do podłogi.
- Emm, nic.
Gdy mama zaczęła się zbliżać w moją stronę, Colton podniósł się do góry, stając między mną a nią.
- Dobry wieczór, jestem Colton, miło mi panią poznać. Może chce pani porozmawiać z doktorem Weegsem? Zaraz go zawołam...
Mama zrobiłam jedną ze swoich min "daj spokój chłopcze, wiem że coś się tu dzieje". Próbowała go ominąć, gdy ten objął ją w pasie, nie pozwalając jej ruszyć się dalej. W tej chwili pojawiła się jeszcze Jane, wraz z Jasonem. Chłopak od razu rzucił się na Coltona, wykrzykując jakieś obelgi. Także zaczęłam krzyczeć, żeby wszyscy się uspokoili. Chciałam tam podejść i ich rozdzielić. Jane stanęła swoimi wysokimi kozakami na pięcie Coltona. Ten tylko jęknął, nie puszczając mamy, który wyciągała ręce w moim kierunku. Zaczęłam wołać doktora Weegsa. Zanim ten zwlókł się na dół, Jason przywalił pięścią w twarz Coltona, a chłopaka odrzuciło do tyłu, przez co mojej mamie udało się wyślizgnąć z jego objęcia. Od razu podbiegła do mnie, kładąc dłonie na mojej twarzy. W tej chwili żałowałam, że ściągnęłam kominiarkę.
Gwałtownie odsunęłam się do tyłu, gdy palce mojej mamy zaczęły ginąć w płomieniach. Te stopniowo pochłaniały dalszą część jej ciała, a tam, gdzie dawniej trzymała swoje ręce, pojawiał się popiół, który opadał powoli, jak śnieg w nocy, na błyszczącą podłogę. Ostatnie, co pamiętam, to jej przestraszony wyraz twarzy.
- Tak?
- Czy Andia... jest zła?
Colton milczał przez dłuższą chwilę.
- Nie wiem.
- Przecież się z nią przyjaźniłeś.
Zerknął w moją stronę, a gdyby jego spojrzenie mogło mnie zranić, zapewne już bym nie żyła. Wiedziałam, że ludzie nie lubią, gdy ktoś wypytuje ich o przeszłość - przynajmniej, kiedy jest ona przedstawiona w tak ciemnych kolorach. Lecz ja musiałam czegoś się o niej dowiedzieć.
Westchnęłam. Nie mogłam przesadzić. Zależało mi, by utrzymać z tym chłopakiem jak najlepsze relacje. Opadłam na łóżko, układając w głowie jakieś odpowiednie pytanie.
- Co ty tutaj właściwie robisz?
Colton usiadł po drugiej stronie, opierając łokcie na nogach.
- Kiedy byłem mały, mój ojciec popełnił samobójstwo. Stwierdził, że ja i matka jesteśmy mu niepotrzebni i tylko go pogrążamy. W prawdzie chodziło chyba o długi, których nie byliśmy w stanie spłacić. Tata się zabił, a wszystko spadło na matkę. Zostaliśmy eksmitowani z mieszkania. Mama znalazła robotę jako sprzątaczka u Weegsa, a ten zapewnił nam dach nad głową. Jakiś rok temu miała zawał serca i umarła, a Weegs pozwolił mi tu zostać, aż nie skończę 18 lat.
Chciałam coś powiedzieć, ale mnie zatkało.
- Współczuję....
- Przestań. - warknął chłopak.
- Ja tylko...
- Tylko chciałaś powiedzieć, że ci przykro i oznajmić, jaki to jestem biedny i samotny.
- ... chciałam powiedzieć, że na każdego przychodzi kiedyś czas. Powinniśmy podnieść głowę do góry i pokazać tej osobie, że postaramy się by była z nas dumna.
- Świetnie! - krzyknął ktoś radośnie z korytarza. Po chwili w pokoju pojawił się Weegs. - Opowiadajcie sobie smutne historie, ale dopiero gdy rozliczymy się z Andią.
- Czyli co? Mam teraz na nią ruszyć, wyśledzić jak pies? - prychnęłam.
- Ja się zajmę zlokalizowaniem dziewczyny, a ty masz poćwiczyć walkę z Coltonem.
- Przepraszam, ale jak? Przecież nie mogę go dotknąć.
Doktorek przejechał mnie wzrokiem, po czym uśmiechnął się lekko.
- Widzę, że już masz odpowiedni strój.
Z impetem ściągnęłam kominiarkę i rękawiczki, rzucając je na ziemie. Już chciałam powiedzieć, że coś takiego nie jest w stanie dobrze okryć mojego ciała, ale Weegs szybko cofnął się do tyłu z spłoszoną miną.
- Okay, załatwię coś lepszego.
Wyszedł szybko z pokoju, znikając za futryną.
Uniosłam brwi do góry, widocznie zaskoczona.
- Wow. Dawno żadna kobieta nie działała tak na tego cepa.
- Czyli mogę to uznać za całkowite zwycięstwo.
- Dokładnie tak - zaśmiał się chłopak. - Nie sądzę, by znalazł coś pożytecznego jeszcze dzisiaj. Nigdy nie wie, gdzie co leży, chyba że w laboratorium. Póki co będziesz musiała nosić to - wskazał ręką na leżące przede mną przedmioty.
Z niechęcią kucnęłam, podnosząc je i zakładając jedynie rękawiczki. Poczułam, że muszę się napić, bo zaraz zemdleję. Spojrzałam na dalej zagracone biurko i znalazłam wzrokiem butelkę z colą. Bez zastanowienia wlałam zawartość butelki do buzi, po czym poczułam, że moje gardło płonie jeszcze bardziej, niż odkąd się przebudziłam. Wiedziałam, że nie mam gdzie wypluć płynu, więc ze wstrętem i łzami w oczach połknęłam coś, co przed chwilą wydawało się być colą. Skrzywiłam się, patrząc z wyrzutami na Coltona. Dopiero teraz dostrzegłam, że chłopak się śmieje. Gdy zobaczył, że na niego zerkam, zasłonił buzię ręką, odwracając głowę w bok.
- Co to do cholery było - wychrypiałam, wystawiając język do przodu i z trudem oddychając.
Colton, próbując zachować powagę, odpowiedział:
- To był mój drink.
- Mówiłeś, że nie masz osiemnastu lat. - Syknęłam, wściekła. - Nie możesz pić alkoholu! Ile w ogóle ty masz lat?
- Siedemnaście i pół.
Chłopak śmiał się dalej, a ja pobiegłam do kuchni, wyciągając szybko wodę mineralną z lodówki i wlewając ją do buzi. Od razu poczułam ulgę.
***
Gdy wieczorem Colton pokazywał mi podstawowe ruchy i figury obronne, okropnie się zmęczyłam. Mój organizm po jakiejś godzinie odmówił jakiejkolwiek współpracy. Mogłam tylko leżeć na zimnych panelach w holu głównym, rozkładając się jakbym miała zamiar zrobić aniołka w śniegu.
- Flirtowanie z podłogą. To coś nowego.
- Spadaj - mruknęłam cicho, przykładając czerwony policzek do ziemi.
Chłopak usiadł jakiś metr ode mnie, opierając się o ścianę.
- Jutro zaczniemy o szóstej.
- Co - jęknęłam, przymykając powieki.
- Kochanie, co robisz?
Podniosłam się, jakby ktoś strzelił we mnie biczem. W drzwiach wejściowych stała moja mama. Była nieźle zdziwiona. w sumie kto by nie był, gdyby zastał swoją córkę przytulającą się do podłogi.
- Emm, nic.
Gdy mama zaczęła się zbliżać w moją stronę, Colton podniósł się do góry, stając między mną a nią.
- Dobry wieczór, jestem Colton, miło mi panią poznać. Może chce pani porozmawiać z doktorem Weegsem? Zaraz go zawołam...
Mama zrobiłam jedną ze swoich min "daj spokój chłopcze, wiem że coś się tu dzieje". Próbowała go ominąć, gdy ten objął ją w pasie, nie pozwalając jej ruszyć się dalej. W tej chwili pojawiła się jeszcze Jane, wraz z Jasonem. Chłopak od razu rzucił się na Coltona, wykrzykując jakieś obelgi. Także zaczęłam krzyczeć, żeby wszyscy się uspokoili. Chciałam tam podejść i ich rozdzielić. Jane stanęła swoimi wysokimi kozakami na pięcie Coltona. Ten tylko jęknął, nie puszczając mamy, który wyciągała ręce w moim kierunku. Zaczęłam wołać doktora Weegsa. Zanim ten zwlókł się na dół, Jason przywalił pięścią w twarz Coltona, a chłopaka odrzuciło do tyłu, przez co mojej mamie udało się wyślizgnąć z jego objęcia. Od razu podbiegła do mnie, kładąc dłonie na mojej twarzy. W tej chwili żałowałam, że ściągnęłam kominiarkę.
Gwałtownie odsunęłam się do tyłu, gdy palce mojej mamy zaczęły ginąć w płomieniach. Te stopniowo pochłaniały dalszą część jej ciała, a tam, gdzie dawniej trzymała swoje ręce, pojawiał się popiół, który opadał powoli, jak śnieg w nocy, na błyszczącą podłogę. Ostatnie, co pamiętam, to jej przestraszony wyraz twarzy.
Czemu zabiłaś jej matkę!? Jesteś potwornym geniuszem ;D
OdpowiedzUsuńOo kurde, chce jeszcze więcej i więcej, piszesz tak ciekawie ;) gratuluję talentu
OdpowiedzUsuńO rany... aż się popłakałam ;( Świetne to było, naprawdę. A pomysł z uśmierceniem matki głównej bohaterki przez nią samą...Awww^^ I kolejna tragedia do opisania w rozdziale ;D Z niecierpliwością czekam na następny! ;**
OdpowiedzUsuńO mój boże! Jak mogłaś?!
OdpowiedzUsuńDuuuże zaskoczenie. Chcę dalszy ciąg! Szybko! :D
kiedy czytałam końcówkę rozdziału ciągle myślałam "uspokój się. przecież ona nie zginie, nie może zginąć." a ty ją ot tak uśmierciłaś! Jak mogłas zabić jej matkę!!! ehhh za bardzo się wciągnęłam t twoje opowiadanie :D
OdpowiedzUsuńBoże, nienawidzę cię w tym momencie, w tym momencie chcę cię zabić ;___;
OdpowiedzUsuńAlicja N.
Świetne! :)
OdpowiedzUsuńjak ciebie znajde to ciebie zabije =D
OdpowiedzUsuńżartuje
Rozdział genialny
Świetnie!!!!!!!
OdpowiedzUsuńBoże, ale ty masz talent! Twoje opowiadanie jest cudowne *-* ! Czekam na kolejny :D + Tobias <33
OdpowiedzUsuńPodoba mi się twój blog więc, NOMINOWAŁAM CIĘ TO LIEBSTER BLOG AWARD :D Więcej : http://heisaproblem.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPisz szybciej opowiadania , bo nie wytrzymuje już!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńProsze dalej, zaraz oszaleje :3 zaczelam czytac twojego bloga wczoraj, a juz sie uzaleznilam!
OdpowiedzUsuńGenialne nowe tlo, ale prosze dodaj bo nie wytrzymam
OdpowiedzUsuńMożesz pisać szybciej ?
OdpowiedzUsuńBo ja nie wytrzymuje =)
Masakra! Dalej :x
OdpowiedzUsuńJESTEŚ OKROPNA JAK ŚMIAŁAŚ ZABIĆ JEJ MATKE?!!!
OdpowiedzUsuń