piątek, 29 listopada 2013

Rozdział 11

 Pozostałości po pyle unosiły się swobodnie w powietrzu, wirując wokół mojej głowy, którą pokrywały teraz łzy. Czułam, jakby ktoś zaczął rozrywać mi serce na miliony kawałków,delektując się przy tym moim bólem. Uniosłam dłonie do policzków, dotykając palcami skóry w tych miejscach, gdzie mama mnie dotknęła. Kolejny stopień cierpienia rzucił się w moją stronę, doprowadzając mnie początkowo do cichego szlochu, który przerodził się w dzikie jęki. Zaczęłam ściskać swoją twarz, chcąc zakryć wstyd.
     Dopiero po chwili dotarło do mnie, że Jane krzyczała. Czerwonymi oczyma spojrzałam w stronę przyjaciół, próbując odnaleźć choć trochę wsparcia. Patrząc na nich łatwo mogłam odczytać, że są przerażeni i wcale nie śpieszy się im do pocieszania mnie. Czego ja oczekiwałam? Że skoczą w moim kierunku, i zaczną łagodnym tonem mówić "Nic się nie stało. Wszystko jest okay."? Przecież zmieniłam się w istną maszynę do zabijania. Właśnie usunęłam swoją mamę z tego świata. Wbiłam paznokcia w policzek. To nie tak miało być. Gorąc panujący w moim ciele coraz bardziej dawał o sobie znak. Zrobiło mi się słabo. Upadłam na kolana.
- Mamo, wróć. Proszę. Wróć do mnie - powtarzałam cicho te słowa, próbując nadać im jakieś większe znaczenie, niż bełkot rozpaczy.
- Rechi... - Colton kucnął obok mnie, kładąc dłoń na moich plecach, a raczej na swetrze. 

     Wstałam jak oparzona, odsuwając się od niego i omal nie wywracając.
- Odejdź ode mnie! Idź sobie! - krzyczałam, a mój głos rozniósł się po całym domu, co wreszcie rozkazało Weegsowi zejść na dół. Gdy stanął na schodach, rzucił nam wszystkim znudzone spojrzenia. Potem zauważył pył na podłodze, co przykuło jego uwagę.
- Kto? - zapytał.
- Moja mama... Mamo wróć. - wychrypiałam.

- Colton - zaczął doktor - zajmij się tą dwójką - wskazał na Jane i Jasona. - Ja zaprowadzę Rechi do jej pokoju, a Clarisse posprząta bałagan.
- Nigdzie z tobą nie idę - próbowałam twardo zaprotestować, ale przez te wszystkie łzy było to dość trudne.
- Czy ja ci dałem jakiś wybór? Nie sądzę.
- Właśnie zginęła niewinna osoba, a ty masz to gdzieś! - warknęłam.

Doktor jedynie wzruszył ramionami.
- Jestem przyzwyczajony do ofiar.
- Ale ja nie jestem! Dla mnie śmierć nie jest codziennością, matole! Moja mama nie żyje! - z impetem wstałam, kierując się w stronę Weegsa. Wszyscy - prócz Coltona - natychmiastowo się cofnęli. Jason i Jane nadal byli przerażeni, a gdy spojrzałam w ich stronę, uniknęli mojego wzroku. W tej chwili zdałam sobie sprawę, że straciłam przyjaciół. Opuściłam głowę w dół, przygryzając wargi z całą siłą, jaką wtedy posiadałam. Po chwili poczułam smak słodkiej krwi spływającej na mój język i po brodzie. Czy to mogła być moja kara? Odrzucenie przez środowisko i ludzi, których kochałam? Przecież niczym w prawdzie nie zawiniłam. Starałam się być zawsze obok każdego, ukazywać wsparcie, zainteresowanie, podekscytowanie. Płakałam z przyjaciółmi, razem się cieszyliśmy. To był zapewne koniec wszystkiego. Teraz byłam jedynie eksperymentem, który nie powinien wychodzić z klatki.
- Ja zajmę się nimi, a ty odprowadź Rechi - mruknął Weegs.
     Colton położył rękę na moich plecach, lekko popychając mnie do przodu. Ruszyłam schodami w górę, kierując się prosto do mojego pokoju. Gdy weszłam do pomieszczenia, popatrzyłam na Coltona.
- Co on z nimi zrobi? - spytałam, martwiąc się o przyjaciół.
Chłopak podał mi kominiarkę.
- Pewnie postraszy ich. Powie, że jeśli komuś pisną słówko, to też ich spali. Czy coś w tym stylu.
Do oczu znów napłynęły łzy, a ja za wszelką cenę starałam się nie płakać. Przynajmniej nie w obecności Coltona. Chłopak naciągnął bluzę na rękę, po czym przyłożył ją do mojej brody, wycierając zaschniętą krew. Uśmiechnął się smutno. On jedyny nie unikał mojego spojrzenia. Chciałam odwzajemnić uśmiech, ale nie potrafiłam. W głowię miałam pustkę, bolało mnie całe ciało.
- Zostawić cię samą? - zapytał, a ja jedynie pokiwałam głową na znak zgody.
     Kiedy chłopak wyszedł, nawet nie fatygowałam się w stronę łóżka, tylko usiadłam na podłodze, zakrywają oczy.
- Nie płacz, głupia. Nie płacz...
     Pierwsza łza pojawiła się po chwili, a za nią legiony innych. Nie chciałam nikogo zabić. Na pewno nie chciałam skrzywdzić swojej mamy. Kochałam ją. Serce znów zaczęło szybko pulsować, a z każdym uderzeniem czułam, jakby cierpienie wewnątrz mnie się powiększało. Huśtałam się, raz w przód, raz w tył, początkowo dość wolno, a po chwili już nie panowałam nad swoim ciałem.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam...
     W jednym momencie się zatrzymałam i spojrzałam na swój nadgarstek. Dziwna myśl przeleciała przez mój umysł. Czy byłam do tego zdolna? Nie wiedziałam, czy potrafiłabym coś takiego uczynić... Powoli wstałam, ocierając mokre policzki. Lekko uchyliłam drzwi. Podniosłam z podłogi kominiarkę i założyłam na głowę. Gdy byłam pewna, że korytarz jest pusty, zaczęłam zmierzać ku łazience. Kiedy już znalazłam się w środku, otworzyłam jedną z szuflad, wyciągając srebrne nożyczki. Popatrzyłam na nie, próbując odnaleźć jakiś powód, dla którego powinnam to zrobić. Nie chciałam nikogo zranić. Czy to wystarczyłoby jako uzasadnienie? Westchnęłam cicho. Co powiedziała by mama? Jane i Jason?  "Jesteś głupia. Odbierasz sobie najcenniejszy dar, jaki kiedykolwiek otrzymałaś". Mój dar był przekleństwem. Położyłam nożyczki na blacie, chcąc obrócić się i wyjść. W framudze stał Weegs. Dopiero teraz zrozumiałam, że powinnam zamknąć drzwi, zanim tu weszłam. Mężczyzna gwałtownie ruszył ku mnie, popychając na  wielką szafkę. Uderzyłam głową o jedną z półek i upadłam na płytki.
- Nie zabijesz się, rozumiesz?! Nie wolno ci się zabijać, idiotko!
Choć wiedział, że mogłaby go bez problemu pokonać, szarpnął za mój rękaw, podnosząc moje ciało. Zamknął mnie w pokoju, krzycząc jeszcze jakieś obelgi. Teraz nie tylko bolało mnie serce, jak i głowa. Kiedy położyłam się na miękkiej pościeli, wszystkie wspomnienia wlały się kaskadami do mojego umysłu, a łzy po raz kolejny wyszły z ukrycia.


___________________________________________________


Dziękuję wszystkim, którzy czytają. Dziękuję osobom, które piszą te długie komentarze, które motywują mnie do dalszej pracy. Dziękuję wszystkim za wszystko. ♥

16 komentarzy:

  1. Ten rozdzial strasznie mi sie podobal i fajnie by bylo gdybys czesciej wrzucala rozdzialy zycze weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Rany, ale ten Weegs to idiota. Mam nadzieję, że Rechi ucieknie przed tym chorym doktorkiem. Najlepiej razem z Coltonem <3 Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Jestem bardzo ciekawa, co dalej wymyślisz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże! Cudowny rozdział! Masz ogromny talent i faktycznie, ja też jestem ciekawa co dalej wymyślisz :D Opowiadanie rozwija się rewelacyjnie :D

    OdpowiedzUsuń
  4. zazdroszczę bardzo talentu i czekam na kolejny rozdział ;_; weny, weny, weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. NIE MAM SŁÓW
    =D

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezus Maria. Nadrobilam zaległe rozdziały. Te emocje. Boże. Napiszę ci to chyba 10297289101raz, ale świetnie piszesz. Masz wielką wyobraźnię, wszystko jest oryginalne i łatwo napisane. Teraz tylko czekać na książkę twojego autorstwa. Mam nadzieję, że się ogarniesz i skończyłam chociaż jedną historię.
    Kc, Towar <3
    Weny Promyczku :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham:3 Nie mogłam się doczekać :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Genialny, jak zwykle, aczkolwiek zdeczka drastyczny ;p Ciągle ten ból i cierpienie... Może w następnym rozdziale napisz coś więcej o Coltonie i Rechi, że on ją gdzieś zabrał, na spacer czy coś ;> Żeby była nie tylko wciągająca akcja, ale także momenty wzbudzające przyjemne uczucia ;) Powodzenia w pisaniu, czekam na kolejny rozdział ;** <33

    OdpowiedzUsuń
  9. ŚWIETNIE, niestety tylko tyle vo niewiem co jeszcze dodać :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten Weegs to jakiś psychopata! Jak on potraktował mamę Rechi! Boże co za typ...
    I biedna Rechi... Co ona teraz zrobi?

    OdpowiedzUsuń
  11. Jezuuu super piszesz prosze dalej!

    OdpowiedzUsuń
  12. świetne opowiadania, wczoraj 20 minut przeczytałam wszystko, wielkie gratulacje, ale nie musiałaś jej uśmiercać/ Wiki

    OdpowiedzUsuń
  13. I teraz bedzie ba-bum tylko Colton bedzie mogl jej dotknac, albo tylko Jason. Omg omg nie moge sie doczekac

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetny rozdział, naprawdę czekam na jakąś książkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Chcę żeby to co piszesz zostało (po skończeniu) wydane, i stało na półkach najlepszych księgarni w kraju (a może i za granicą?) 8) 8) 8)

    OdpowiedzUsuń