niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 8




     Otworzywszy powieki ujrzałam biały sufit. Z cudem udało mi się poruszać głową na boki, przez co dostrzegłam, że jestem w laboratorium. Czyli to nie był sen.
     Czułam wypieki na policzkach. Z trudem oddychałam, a zaciągane powietrze wydawało się zmieniać w pył w moich ustach. Byłam spragniona, rozgrzana i obolała. Gdy moja klatka piersiowa unosiła się, myślałam, że moje ciało zaraz pęknie, jak nadmuchiwany balon. Opuszki palców wydawały się płonąć. Ból, jaki przy tym towarzyszył pozwalał mi zostać przytomną. Chciałam unieść dłonie, ale coś blokowało ruch. Powoli i ostrożnie podniosłam głowę, niezmiernie przy tym dysząc ze zmęczenia. Skórzane pasy oplatały moje kończyny. Nadal byłam przypięta do tego fotela.
     Pozwoliłam głowie z powrotem opaść na oparcie. Wracały do mnie wspomnienia ucieczki, a w kącikach oczu pojawił się łzy. Delikatnie spływały po mojej skórze przynajmniej chwilowo ją chłodząc. Moją głowę wypełniało j jedno pytanie: Co się teraz ze mną stanie? Ból rozchodził się po całym ciele, przez co nie mogłam odróżnić, czy boli mnie brzuch, czy obdarte ze skóry plecy. Przywołałam w głowie widok betonowych schodów oblężonych krwią. Poczułam, że zaraz zwymiotuję. Odwróciłam głowę w bok, próbując skupić się na czymś innym. Teraz moja twarz znajdowała się naprzeciw wielkiej metalowej klatki, w której grasował olbrzymi szczur. Może Weegs lubił znęcać się nad zwierzętami. Bądź akurat jedynie je darzył jakimś szacunkiem.
     Mroczki znów pojawiły się przede mną, lecz tym razem się nie opierałam. Pozwoliłam sobie zatonąć w nieskończonej nicości.



***



     Siarczysty policzek nakazał wrócić do laboratorium. Obok mnie stał doktor, a jego ręce odziane w rękawiczki długo studiowały wygląd mojej twarzy. Następnie zaczął odpinać klamry z zapięć. Oparcie krzesła skierował do góry, tak, że teraz siedziałam jak przy stole podczas wigilijnej kolacji. Uniósł szklankę z wodą i przyłożył do moich wyschniętych i popękanych warg. Zimna ciesz szybko ukoiła ból gardła.
- Teraz będziesz musiała więcej pić - mruknął Weegs, po czym przysunął drugie krzesło, siadając obok, lecz na tyle daleko, bym nie była w stanie go dotknąć. - Jak się czujesz?
Chwilę milczałam. Chciałam wybuchnąć, zacząć na niego krzyczeć, że po tym wszystkim pyta się mnie jak jakiś lekarz pierwszego kontaktu jak się czuję. Chciałam splunąć w jego twarz, uderzyć go, rozbić pieprzoną szklankę na jego głowie i uciec, ale powiedziałam tylko:
- Jestem zła.
- Zła? To bardzo dobrze... Jak ocieniasz swoją złość w skali od 1 do 10?
- Hmm, nie wiem - wychrypiałam cicho. - Może dziewięć i pół?
- Teraz, jeśli pozwolisz, chciałbym ci wszystko wytłumaczyć.
Nie odezwałam się, więc postanowił ciągnąć dalej.
- Jakieś 10 lat temu mój dość dobry kolega powiadomił mnie, że N.A.S.A. nareszcie odkryło, dlaczego na księżycu znalazła się zamarznięta woda. Przez pewien kamień istnienie organizmów żywych było tam niemożliwe. Sprowadzili parę niezłych okazów opluxum na Ziemie, a mój kolega pozwolił mi zająć się ich badaniem. Ja, jako znakomity uczony chciałem osiągnąć coś więcej, niż zbadanie tego kamienia. Chciałem, aby organizmy żywe mogły posiąść moc opluxum. Postanowiłem realizować swoje marzenie - zaśmiał się. - Metodą prób i błędów odkryłem, że kamień przyjmuję się w organizmach, w których szwankuje układ immunologiczny. Wiesz co to znaczy, tak?
- Czyli w osobach, które często chorują.
- Dokładnie.
- Więc jestem twoim eksperymentem? - prychnęłam, przymykając powieki.
- To był dopiero początek opowieści.
- Super, czekam na ciąg dalszy.
Doktor odchrząknął, i zaczął dalej mówić.
- Na starcie testowałem na szczurach. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, w jakich organizmach opluxum się przyjmuję, więc dość często zdychały. Światełkiem w karierze był szczur, który siedzi tam w klatce. - skinął głową na wielkie grube zwierzę.
- Więc on... zamraża?
- Tak.
- Trochę dziwnie musi wyglądać zabawa z nim.
Mężczyzna zignorował moją wypowiedź.
- Parę miesięcy później mój kuzyn miał wypadek samochodowy. Pod moją opiekę trafiła dwójka dzieci. Andia i Samuel. Dziewczynka... cóż, była dość chorowita...
- Więc postanowiłeś na niej przetestować swój dziki pomysł! - wykrzyknęłam, niemal nie wypluwając płuc. - Jesteś psychopatą!
Przywróciłam do głowy obraz posągu starca w środku miasta i chłopaka przed domem. Czy oni też byli jego zabawkami? Następnie ogarnęły mnie mdłości. Ja też byłam jego dziełem, jego wielkim szczurem laboratoryjnym. Już miałam krzyknąć następną obelgę, ale doktor zdążył wyciągnąć zwierzę z klatki i rzucić je na moje kolana. Poczułam wielki ciężar. Szczur wspinał się po moim brzuchu, zbliżając do twarzy. Weegs obrócił głowę w stronę drzwi, gdy zwierzę polizało moją brodę. Sama przymknęłam oczy, bojąc się bliskiej śmierci, która jednak nie nastąpiła. Gdy zadecydowałam popatrzeć, na mojej klatce piersiowej pozostała jedynie mała kupka popiołu.
- Widzisz, organizmy z opluxum trudno jest uśmiercić. Ten szczur miał ponad dziesięć lat, a teraz ty pozwoliłaś mu odejść...
Po policzkach znowu zaczęły spływać mi łzy. Właśnie zabiłam. To znaczyło, że już nigdy nie będę mogła nikogo dotknąć. Z tego co zrozumiałam, doktor mówił, że opluxum zamraża. Chwilowy przebłysk w głowie nakazał spytać:
- Dlaczego ten szczur nie stał się posągiem lodowym?
- Organizmy z wszczepionym atomem tego kamienia nie potrafią wzajemnie na siebie działać.
- Więc - mój głos drżał, pozostawiając po sobie fale niepewności i lęku - czym ja jestem?
- Jesteś bronią.
- Na co?
- Na Andię. Niedawno uciekła, zamrażając przy tym połowę personelu mojej kliniki i swojego brata.
Była możliwość, że to właśnie ich ujrzałam na zdjęciu w pokoju Coltona. Dziewczyna musiała być wściekła, skoro bez skruchy zamroziła tylu ludzi. Zamyśliłam się przez chwilę. Dlaczego nie rzuciła się na doktora?
- Odwróciłem działanie opluxum. Zamiast zamrażać potrafisz wszystko spalić. Ogień przeciwko lodowi. Ciepło na zimno. Musisz znaleźć Andię i zakończyć to wszystko.
- Ale co potem ze mną? Dasz radę wyciągnąć to ze mnie?
- Potem pozostanie mi wierzyć w twoją dobroć. Andia jest silniejsza niż szczur. Będzie mogła zrobić z ciebie posąg, zanim ty pomyślisz o ataku. Przez jakiś czas potrenujesz z Coltonem i będziesz....
- Może nie chcę brać udziału w twoim chorym planie - wysyczałam przez zęby. - Co wtedy?
- A czy masz jakiś inny wybór, promyczku?

8 komentarzy:

  1. Świetnie, cudownie, genialnie!!! Cały czas mnie zaskakujesz, potrafisz trzymać w napięciu całą historie, po prostu brak mi słów ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. No takiego zwrotu akcji to się nie spodziewałam :D
    Cudownie piszesz, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę przyznać, że opowiadanie czytam od pierwszego rozdziału i za każdym razem nie mogę doczekać się dalszych części. Teraz poczułam się zobowiązana do napisania komentarza. ;D
    Piszesz BARDZO... nie znajdę przymiotnika... wciągająco, zaskakująco, tajemniczo, poprawnie, niesamowicie... Z każdym rozdziałem mam wrażenie, że czytam coś napisanego przez pisarkę światowej klasy. Mówię poważnie.
    I kilka postaci, które chce się poznać lepiej, akcja, tajemnica i coś, czego dokładnie nie da się określić... to Twoja powieść.
    Mam różne przypuszczenia co do dalszego rozwoju akcji, ale zachowam je dla siebie (a nóż i widelec- zgadłabym?). ;)
    Przypomina mi to nieco "Dotyk Julii", ale wiem, że to Twój autorski pomysł, to tylko moje skojarzenie. :P
    Pisz dalej, już nie mogę się doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O mój boże! Zrobiłaś to! Znaczy on... Ale zaskoczyłaś mnie z tym odwróceniem ról. I zagrożeniem ze strony Andie. ( głównie chodzi o to co pisałam wcześniej :) ) Czyli miałam dobre przeczucia xD
    Mój instynkt jeszcze nie wyparował w 100%!
    Akcja się rozwija, a ja czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg.
    Weny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Brakuje mi słów... naprawdę jestem pod OGROMNYM wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialne czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wiem co napisać, czytam i czytam i mam wrażenie, że to książka wydana w okładce, a nie pisana na blogu. Po prostu nie mogę się oderwać. Wciąż chcę więcej i więcej... Podczas czytania uroniłam łezkę nad losem szczura, bo to Marti? Ten sam, którego oswoił Weegs? Ciekawi mnie los Andii i chcę poznać tą historię w wersji Coltona, prawdopodobnie się tego doczekam, więc błagam pisz dalej i szybciej. Wciągnięta i czekająca na dalszy rozwój wydarzeń pozdrawia i życzy weny! ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Prawdę mówiąc nie spodziewałam się czegoś takiego, a już myślałam, że przejrzałam tego psychopatycznego doktorka, a tu takie zaskoczenie! Historia z każdą chwilą staje się coraz bardziej ciekawa, szczerze to nie wyobrażam sobie, żebyś teraz skończyła pisać :3 Już nawet nie wiem co mogłabym dopowiedzieć... Jedynie to, że niecierpliwie czekam na ciąg dalszy :)
    I niech wena będzie z tobą!

    OdpowiedzUsuń