niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 7

     Schodząc wolno po schodach wlepiłam wzrok w plecy doktora Weegsa. Gdy przekroczyliśmy próg piwnicy, zaatakował mnie powiew zimnego powietrza. Jakby na dole mieściła się chłodnia. Gdy przeszliśmy ciasny korytarz, stanęłam, nie wiedząc, co powiedzieć. Pomieszczenie wyglądało jak laboratorium naukowe N.A.S.A., czy coś w tym stylu. Wielkie ekrany zasłaniały jedną ścianę, mnóstwo małych fiolek, rożne dziwne przyrządy do operowania,. Na jednym z białych blatów stała klatka , w której znajdował się wielki szczur. Obok klatki leżały rękawice.
- Usiądź na tym krześle – mężczyzna wskazał miejsce na środku sali.
     Nie byłam pewna, czy uciekać, czy wykonać jego polecenie. Ostatecznie zmusiłam się do wykonania rozkazu. Może dlatego, że gość był lekarzem i nie miał prawa zrobić niczego złego.
     Lekko opadłam na siedzenie, rozglądając się dookoła. Wgapiałam się w klatkę szczura, który patrzył się na mnie, jakby chciał coś przekazać. W tej chwili żałowałam, że nie znam mowy zwierząt.
     Zanim zdążyłam się odwrócić, coś wbiło się w moje ramię. Doktor Weegs wstrzyknął coś, bełkocząc pod nosem. Wstałam, jak oparzona, zwalając coś z jednego z blatów.
- Co pan robi?!
- Spokojnie, Rechi. Za chwilkę po prostu stracisz przytomność. Nie będzie boleć, obiecuję.
- Miał mnie pan zbadać a nie kłóć!
- Zrobiłem to przedtem. Jesteś idealna. Czas na fazę drugą.
Chwyciłam w ręce pierwsze lepsze szczypce, kierując je w stronę doktorka.
- Nawet nie próbuj się do mnie zbliżać!
Tylko uśmiechnął się głupio, odwracając się do mnie plecami. Zaczął przewalać sterty papierów na biurku, cicho mówiąc.
- Nie masz po co walczyć... I tak nie ma tu nikogo, kto ci pomoże.
- Nieprawda! - zaczęłam wrzeszczeć. - CLARISSE! CLARISSE!
- Clarisse o wszystkim wiedziała – prychnął. - Po prostu staraj się uspokoić. Nie uciekniesz przed niczym.
Doktor ruszył w moją stronę, a ja zaczęłam się cofać.
- Rechi...
- Odejdź – warknęłam, zrzucając fiolki stojące na blacie obok mnie.
- Złość nie pomoże. Zachowaj ją na potem.
     Drzwi. Musiałam po prostu uciec do góry i otworzyć drzwi. Wtedy będę wolna. Ruszyłam niczym strzała, wbiegając w wąski korytarz. Widziałam pierwsze schodki. Spojrzawszy za siebie nie dostrzegłam mężczyzny, ale słyszałam jego głos.
- Myślisz, że jestem głupcem? Drzwi są zamknięte.
     Gdy dobiegłam do nich, słowa doktorka okazały się prawdą. Obraz przede mną zaczął się rozmazywać, a ja opadła na kolana. Dlaczego wcześniej nie zauważyłam, że słabnę? Z trudem łapałam powietrze. Ostatkami sił stukałam pięściami w drzwi, czekając na ratunek, choć wiedziałam, że on nie nadejdzie. Usiadłam na najwyższym stopniu, opierając się plecami o jedną ze ścian. Zerknęłam na sufit, patrząc na oślepiające światło. Czy to mój koniec? Łzy popłynęły mi po policzku, po czym mocniej ścisnęłam szczypce, które niemal wypadły z moich rąk. U podnóży schodów pojawił się doktor Weegs.
- Przykro mi, że akurat wypadło na ciebie, Rechi. Lecz ktoś musi tego dokonać.
- Jesteś wariatem! Kiedy wszyscy się dowiedzą, co się stało, zamkną cię i już nigdy nie ujrzysz światła dziennego! Całe życie spędzisz w zapyziałej celi, jak to twoje laboratorium!
- Dziecko, nie bądź taka pewna. Za to, co zrobię będę obdarowywany nagrodami Nobla.
Zaczął się powoli zbliżać. Próbowałam wstać, ale nie miałam wystarczająco sił, by chociaż podeprzeć się ręką. Usłyszałam ciche kroki z korytarza.
- Halo! Pomocy! Pomocy, jest tam ktoś?! - krzyczałam do drzwi, próbując zapanować nad łzami.
- Rechi? - rozpoznałam głos Coltona.
- Colton, pomóż mi, proszę! On chcę mnie zabić, proszę, wyciągnij mnie stąd!
- Zabić? Nie bądź głupia – doktor oparł się o ścianę, patrząc na mnie z góry. - Gdybym cię zabił, mój eksperyment nie miałby sensu.
Zobaczyłam, że klamka delikatnie opadła na dół, lecz potem znów wróciła do poziomu. Colton jest po jego stronie.
     Już wszystko było mi obojętne? Łkałam cicho, gdy mężczyzna głaskał mnie po głowie. Z całej siły cisnęłam szczypcami w jego brzuch, a ten tylko wrzasnął, po czym szarpnął moje włosy.
- Skoro nie chcesz po dobroci, to potem nie płacz, że byłem brutalny!
Doktor zaczął ciągnąć mnie gwałtownie w dół schodów. Nie byłam w stanie nic powiedzieć, ruszyć żadną kończyną, czy chociażby dalej płakać. Ocierałam gołymi plecami o betonowe stopnie, wydając ciche jęki.
- Zostaw Ją! - krzyknął Colton zza drzwi, widocznie próbując dostać się do środka.
- Daruj sobie chłopcze. Nie chcesz nowej koleżanki?
- Zapłacisz za to! Zostaw ją!
Mężczyzna zatrzymał się, odwracając w stronę drzwi. Przeniosłam wzrok z lamp oświetlających korytarz na schodach i dostrzegłam małe plamy krwi oblegające każdy stopień. Czy ja krwawię? Nie czułam już nawet bólu. Z trudem utrzymywałam otwarte powieki.
- Jakoś przedtem ci to nie przeszkadzało. Nie miałeś nic przeciwko, że Rechi będzie jak ona.
- Zniszczyłeś ją i Samuela! Znajdziemy inny sposób. Proszę, zostaw ją! Proszę!
- Ależ się z tego zrobiło przedstawienie, prawda kochana? Czas na nas.
Niewiele pamiętałam od tamtego momentu. Colton dalej krzyczał, lecz stalowe drzwi doskonale odpierały jego kopnięcia. Gdy znów zostałam zaciągnięta na dół, doktor przypiął mnie do krzesła, sama nie wiedziałam po co. Przecież ledwo co byłam przytomna. Dostrzegłam, że kolejna igła wbija się w moją skórę.
- Przez to, że tak długo zwlekaliśmy z tym, będziesz musiała pocierpieć. Gdybyś nie wiła się jak wąż i nie uciekała, może dałbym ci dodatkową dawkę znieczulającą. Teraz możesz o tym pomarzyć.
Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam, był wielki ból, jakby moje ciało płonęło. Potem nastała nicość.

_________________________________________________


oto i kolejny rozdział. liczę na komentarze. mam cichą nadzieję, że jeszcze nikt nie rozpracował dalszych części opowiadania i będę mogła was zaskakiwać z rozdziału na rozdział.

9 komentarzy:

  1. Co ty jej robisz! Jesteś niemożliwa... :D

    OdpowiedzUsuń
  2. O nie wierzę! Przecież on nie mógł tego zrobić!? Przecież....
    I Colton... też jest taki...?

    Chyba sfiksuje, bo skończyłaś w takim momencie!
    Co z nią będzie dalej!?
    Biedna Rechi...

    Weny :x

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak tam można skączyć na takim momencie!?
    Uwielbiam, kiedy głównym bochaterom dzieje się krzywda, happy edny są przereklamowane i mam nadzieję, że będziesz nas wszystkich ciągle zaskakiwać ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Huooo, szkoda słów, najlepsze *.*

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy będzie następna część ? ^_^

    OdpowiedzUsuń
  6. Odpowiedzi
    1. 1. Mad World - Gary Jules
      2. Matthew Koma, Zedd - Spectrum

      Usuń