Siedząc z Coltonem zdałam sobie sprawę, że się przed nim otworzyłam. Dużo opowiadałam. O rodzinie, o mamie, o moich przyjaciołach. Chłopak ani razu mi nie przerwał. Patrzył gdzieś przed siebie, a wyglądało to tak, jakby po prostu odpłynął, pozostawiając oczy utkwione w jakimś punkcie. Wiedziałam, że mnie słuchał. Co jakiś czas lekko się uśmiechnął, jak gdyby przypomniał mu się szczęśliwy moment z życia. Gdy wreszcie skończyłam mówić, odetchnęłam z ulgą, czując się lepiej.
- Kiedy mój tata odszedł, byłem wściekły, - zaczął powoli, a z każdym wyrazem mówił szybciej - może nie rozumiałem sytuacji ojca, ale pozostawianie nas w takiej sytuacji było w stylu wielkiego dupka. Dzień w dzień prosiłem Boga, bym nigdy nie był jak on.
- Wierzysz w Boga?
- Sądzę, że coś musi istnieć potem. Coś musiało nas stworzyć, chociażby byliby to jacyś kosmici. Sam nie wiem, jak mam się zwracać do kogoś nad nami. Może niekoniecznie wierzę w Boga tak jak katolicy, ale zwracanie się tak do kogoś w tym wielkim, zagmatwanym wszechświecie ułatwia sprawę.
- A gdy po śmierci nic nas nie spotka?
- Wtedy będę wiedział, że byłem w błędzie. Poza tym chcę wierzyć. Chociażby zaufać komuś, kto nie istnieje, ale czuć się wysłuchiwanym. Kiedy otacza cię ciemność, to nawet najmniejsze światełko, nawet gdy promienieje jedynie w twoim umyśle, daje nadzieję.
Wzięłam głęboki wdech, chcąc zacząć dość dziwny temat. Wiedziałam, że to stąpanie po cienkim lodzie.
- A co sądzisz o... odebraniu sobie życia?
- Czasami uważam, że to jest naprawdę popieprzone. Tak pozostawić wszystkich, myśląc, że kiedy odejdziesz będzie okay, ale wypadałoby pomyśleć o rodzinie. Może samobójce gówno obchodzi, co się z nimi stanie, a oni cierpią.
- Jeśli ktoś nie ma rodziny?
- Zawsze jest ktoś. Albo coś. Jakiś cel, marzenie, obietnica. Coś, co napędza nas wszystkich. W końcu człowiek bez marzeń to człowiek goły.
- Powiedzmy, że ktoś uważa się za potwora? Nie wiem... Hm, na przykład zrobił coś złego, i tylko krzywdzi ludzi. Co, jeśli taka osoba się zabije?
Colton zmarszczył brwi, a potem obrócił głowę w moją stronę.
- Ty nie możesz się zabić.
Próbowałam strzelić urażoną minę.
- Bo co? Ktoś mi zabroni? Wiesz co...
- Bo masz w sobie atom opluxum - przerwał chłopak. - Jakbyś się zraniła, rana sama się zagoi po jakiejś chwili, nawet, gdy jest śmiertelna. Tak, jak twoja warga. Po rozcięciu nie ma już śladu.
Oczywiście ja głupia o tym zapomniałam. Po raz kolejny czerpałam korzyści z faktu, że moja twarz zawsze była czerwona jak burak, więc nie musiałam wstydzić się rumieńców.
- Więc dlaczego Weegs krzyczał na mnie kiedy trzymałam nożyczki w ręce.
Colton wyprostował się jak oparzony.
- Próbowałaś się zabić?!
- Tylko... raz...
To musiało zabrzmieć okropnie żałośnie. Odwróciłam wzrok, zerkając na pluszaka, którego trzymałam na kolanach. Przynajmniej on nie strzelał oburzonych min, za każdym razem, gdy coś powiem.
- Nie wiem... Dlaczego Weegs miałby się na ciebie wkurzać, skoro sam najlepiej rozumie, że to i tak by nic nie dało?
- Może sobie o tym zapomniał?
- To też może być trop. W końcu nieźle mu zależy, by wykończyć Andię.
- Stop - pozwoliłam opaść głowie na oparcie. - Mógłbyś mi łaskawie wytłumaczyć, co takiego zrobiła Andia, że Weegs tak bardzo pragnie jej śmierci? Oprócz tego, że boi się zemsty.
Ujrzałam tylko wzruszenie ramion.
- Ty chyba jedyny jego cel.
- A mnie nie powinien się bać? Przecież to wszystko to jedno wielkie błędne koło - burknęłam. - Zrobił z Andii potwora, ona uciekła, więc znalazł - kaszlnęłam, gdyż słowo "znalazł" wcale tu nie pasowało. - mnie. Owszem, powiedzmy, że pokonam Andię. Ale ja też się mogę zbuntować, tak?
- I wtedy znów znajdzie kogoś, aby unicestwił ciebie i tak w kółko.
- Nic tu nie ma sensu. A ty, Colton? Dlaczego chcesz, by twoja przyjaciółka umarła?
- To dość delikatna sprawa...
- Powinnam wiedzieć. Powinnam wiedzieć, co się stało i dlaczego się tak stało.
- Eh. To może wydawać się dziwne, ale...
- Ale?
Colton przymknął powieki. Wyglądał, jakby walczył wewnątrz siebie. Może i to nie mój interes, jak wszystko się potoczyło, lecz sama zostałam częścią tej historii. Nie chciałabym kreować jej dalszych losów, nie znając początków.
- Nie umiem - mruknął cicho chłopak. - Nie w tej chwili. To... Chcę ci powiedzieć...
- Okay. Kiedy będziesz gotowy.
Chłopak zakrył twarz dłońmi, po czym się roześmiał.
- Nie mam pojęcia dlaczego czuję się teraz tak cholernie rozerwany.
- Twoja miłość do mnie nie pozwala ci odetchnąć - strzeliłam, chcąc rozładować napięcie sytuacji.
- Wolałbym zakochać się w kimś, kogo mógłby dotknąć - zaśmiał się, po czym natychmiastowo ucichł. Nie minęła sekunda i powiedział - Przepraszam, Rechi.
Z trudem udało mi się utrzymać uśmiech na buzi. Czułam, że coś wewnątrz mnie chciało pęknąć, zacząć na niego krzyczeć, bądź wstać i wyjść w milczeniu. Wepchnęłam te wszystkie uczucia za wielki mur w mojej głowie. Niech tam sobie siedzą i gniją.
- Nic się nie stało - odpowiedziałam lekko. - Rozumiem, na czym polega żart.
Spojrzałam na jego twarz, która teraz skupiła się na moich oczach.
- Dobra, pora zejść do piekła - wstał, podając mi swoją dłoń obwiniętą bluzą. Zacisnęłam palce na rękawie materiału, a chłopak pomógł mi się podnieść. Poczułam, że muskał kciukiem moją dłoń. Wyobraziłam sobie, że między nami nie ma swetra. Udawałam, że czuła dotyk jego ciepła.
Chłopak mnie puścił i zeszliśmy schodami na korytarz. W drodze do kuchni zastaliśmy Weegsa biegającego z pokoju do pokoju. Trochę, jakby go coś opętało.
- Gdzie byliście?! - wrzasnął na nasz widok.
- Wszędzie i nigdzie - odparł Colton, a ja się roześmiałam.
- To nie jest śmieszne! Twój ojciec czeka na dole.
Prawda, ze colton bedzie mogl jej dotknac?! Jako jedyny? Proszeeeeee :* super czesc :)) pisz dalej
OdpowiedzUsuńTeż mam skrytą nadzieję, że jednak on będzie mógł jej dotknąć. <3 xD
OdpowiedzUsuńNo to czekamy na następny ;-;
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału *.* Te romantyczne na swój sposób chwile, gdy Colton i Rechi są razem... aww^^ Musisz dodawać więcej takich "ich" momentów ;) Weny życzę ;** <3
OdpowiedzUsuńKim Andia była dla Coltona?! Liczę na to, że poinformujesz nas o tym w niedalekiej przyszłości! Rozdział bardzo... ni oszukujmy się: uroczy! Świetnie wychodzą Ci momenty Coltona i Rechi :) Czekam na następny! :D
OdpowiedzUsuńSwietny rozgzial i terz chcialabym zeby mogl ja dotknac
OdpowiedzUsuńPrzydałby się jakiś dramatyczny moment, ale nie zabijaj nikogo! Ogólnie super, uwielbiam tą historię ;D
OdpowiedzUsuńRozdzał trochę krótki ale i tak świetnie się czytało ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział