Wcisnęłam się w głąb fotela, przygryzając wargę.
- Nie chcę, by to tak wyglądało.
- Przykro mi.
- Colton, nie pomagasz.
- Uwierz, chciałbym cię jakoś pocieszyć, ale obydwoje wiemy, jak będzie.
Cały wczorajszy dzień przesiedziałam, rozmyślając różne opcje, które mogłabym wcisnąć tacie, gdy zapyta się, gdzie jest mama. Oczywiście nie potrafiłam stworzyć niczego sensownego. Wstałam koło piątej trzydzieści. O szóstej poprosiłam Coltona, żeby ze mną poćwiczył. Po pięciu godzinach odechciało mi się próbować chociażby wycelować w chłopaka, więc usiedliśmy w salonie, kunując przeróżne scenariusze z serii "co będzie potem".
- Jeśli co jakiś czas bym ich odwiedzała?
- Eh, kiedyś w końcu dojdzie do kontaktu fizycznego, chociażby przez przypadek, a wtedy będzie kicha.
- Teoretycznie mogę gdzieś wyjechać, ale zostanę tutaj. Przynajmniej będę sprawdzać, co u taty.
- Problem polega na tym, że jeśli zostaniesz, Weegs to wykorzysta. Idź spal tamtego, tego i tak dalej.
Zamknęłam oczy i odchyliłam głowę do tyłu.
- A ty co byś zrobił?
- Poszedłbym do zakonu.
Spojrzałam na niego, po czym oboje wybuchliśmy szczerym śmiechem.
- Wiesz, siostry zakonne pomagają innym. W tym jestem słaba.
- Przesadzasz. Raz na tydzień wyniesiesz śmieci i będzie w sam raz.
- U mnie w domu takie rzeczy nazywa się cudem.
- Czyli nie jesteś pomocną córeczką?
- Niestety nie.
- Chrzanić to. Też nie byłem dzieckiem na medal.
- Tego to się akurat spodziewałam.
- No cóż, podobno dziewczyny lubią niegrzecznych chłopców.
- Jeśli twoje łobuzerstwo polega na rozbijaniu wszelkich przedmiotów, bo w sumie tylko to zauważyłam, to współczuję dziewczynie, która będzie musiała z tobą przetrwać.
- Zjechałaś mnie - Colton położył dłoń na sercu - aż mnie w środku zabolało.
- Ojej, biedny chłopczyk.
- Ranisz jeszcze bardziej. Powinnaś zwracać uwagę na ludzkie uczucia, ty bestio.
- Oh, następnym razem postaram się nie urazić szanownego pana.
- Jeśli tak bardzo żałujesz, to możesz mi zrobić kanapkę na przeprosiny.
- Możesz pomarzyć.
- Widzę, że prowadzimy tutaj miłą pogawędkę - krzyknął Weegs z swojego gabinetu. - Byłoby wspaniale, gdyby wielmożnej młodzieży zechciało się ruszyć tyłki i przyjść tutaj.
- Ależ oczywiście, już pędzimy - odpowiedział Colton równie głośno.
Z niechęcią podniosłam się z fotela. Weegs siedział przed biurkiem, wgapiając się w gazetę.
- Od kiedy interesujesz się społecznością?
- Od kiedy oni interesują się tym.
Rudzielec odwrócił gazetę w naszą stronę, ukazując zdjęcie lodowego posągu w jakimś budynku. Nawet nie przeczytałam nagłówka, tylko zerknęłam na doktora.
- Andia?
- Tak.
- Wpadła w jakiś szał czy co?
Mina Coltona dawała wiele do namysłu. Patrzył się na artykuł, jakby nie wierzył, że to się dzieje naprawdę.
- Coś nie tak? - spytałam cicho.
Ten tylko zmarszczył brwi, podnosząc głowę.
- Już sam nie wiem. To nie było w stylu....
- Niestety to zrobiła -warknął Weegs, nie pozwalając dokończyć chłopakowi zdania. - Musicie się pośpieszyć. Najlepiej będzie zakończyć tą sprawę jak najszybciej.
Czułam, jakby coś przede mną ukrywali. Colton zdecydowanie coś wiedział, ale przy doktorze nie miał jak dojść do słowa.
- Więc co mamy robić?
- Dzisiaj wyruszycie.
- Przecież nie mamy pojęcia, gdzie ona się ukrywa.
- Doskonale to wiemy - sprostował Weegs. - Nie opuściła miejsca ze zdjęcia.
- Na pewno kręcą się tam dziennikarze. Sam ten fakt musiał ją stamtąd wypędzić.
- Jedynie w porze dnia. Andia musi gdzieś spać, więc wraca tam na noc.
- Skąd to wiesz?
Weegs odchrząknął, po czym zatopił palce w swoich jak zwykle przetłuszczonych włosach.
- Poszła tam, bo to jej dom. Ludzie przywiązują się do takich rzeczy, jak zabawki, czy chociażby budynki.
- Mieszkała tam?
- Zanim jej rodzice umarli - dodał cicho Colton.
- Jest godzina - tu doktor spojrzał na zegarek - hm czternasta. Koło dwudziestej wyruszycie.
- Czy to nie trochę za wcześnie? Nie chodzi o godzinę, ale nie wiem, czy dam radę...
- Będzie dobrze - chłopak uśmiechnął się do mnie. - Czym szybciej, tym lepiej.
- Idźcie się przygotować.
Colton pociągnął mnie za rękaw, prowadząc do swojego pokoju. Szerze mówiąc bałam się, że wszystko schrzanię, a z drugiej strony chciałam mieć to z głowy. Gdy już znaleźliśmy się wewnątrz pomieszczenia, chłopak puścił mnie i zaczął mówić:
- Kiedy już znajdziemy Andię, proszę, byś od razu się na nią nie rzucała.
- Dlaczego? Skoro jest groźna, powinnam to załatwić jak najszybciej...
- To tylko prośba. Chciałbym zamienić z nią parę słów.
- Ale jeśli...
- Rechi.
- Okay. Będę powściągliwa.
- Dzięki. Lepiej idź do siebie, prześpij się trochę, wieczorem cię obudzę.
- Już lecę.
Wyszłam z pokoju, powoli zmierzając w głąb korytarza. Wcale nie śpieszyło mi się do ucięcia sobie drzemki. Postanowiłam odwiedzić pewien pokój.
W środku było dokładnie tak samo, jak zapamiętałam. Pluszaki oblegające kanapę. Otworzyłam okno, po czym usiadłam przy ścianie, ściągając sweter.
Zamierzałam skorzystać z sytuacji. Jeśli Colton chciał pogadać z Andią, może także uda mi się coś z nią wynegocjować. W głowie kłębiło mi się od przeróżnych myśli. A co, jeśli dotknęłabym Andię w tym samym momencie, co ona mnie? Była opcja, że jedna z nas zginie, a druga przeżyje. Ale były też szanse, że wydarzy się coś innego, i tego planu zamierzałam się trzymać....
_______________________________________
buuu, zbliżamy się do końca. mam nadzieję, że te ostatnie rozdziały się wam spodobają. w sumie nie będzie ich zbyt dużo, koło dwudziestu? pragnę, by chociaż przed tą końcówką wszyscy, którzy czytają, dawaliby znaki, że są tu ze mną i czytają. oczywiście to zależy tylko od was, czy napiszecie komentarz czy nie, ale liczę,że ta minuta was nie zbawi.
do następnej notki. (:
chyba mam pomysł, jak to zakończysz... ale znając ciebie, pewnie zrobisz coś zupełnie innego i pozabijasz wszystkich, a ja głupio wierzę w szczęśliwe zakończenie ;_; czytam!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że ich zostawisz przy życiu ;_;
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie , ale coś szybko się kończy :c
OdpowiedzUsuńwydaje mi się, że nie powinnaś jeszcze kończyć. Przecież tak naprawdę od pierwszego rozdziału nie wydarzyło się tak wiele, a rozwiązanie sprawy z Andią niekoniecznie musi oznaczać koniec książki. Mogłabyś przecież wymyślić potem jeszcze wiele rzeczy. Mam nadzieję, że zmienisz zdanie i napiszesz jeszcze przynajmniej drugie tyle rozdziałów, co do tej pory ;)
OdpowiedzUsuńJa tam bym poczytała więcej niż jakieś 20 rozdziałów ;) świetnie piszesz i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;) a może wrucisz do Sharlyn?
OdpowiedzUsuńUwielbiam rozmowy Rechi i Coltona :) Świetnie Ci wychodzą! Nadal nie domyślam się co łączy Coltona i Andię, ale to na pewno coś wartego uwagi :D Czekam na wyjaśnienia :3 Brakuje mi większej ilości opisów uczuć i sytuacji, taka drobna uwaga :)
OdpowiedzUsuńZa szybko się kończy :(
OdpowiedzUsuńPisz, pisz. Świetny miałaś pomysł, chętnie przeczytałabym więcej <3
OdpowiedzUsuńTo juz niedługo. Ta cała wyprawa... Boże nie mogę sie doczekać *.* i trochę mi smutno, że niedługo koniec.. nie wymyśliłabyś drugiej części? XD chetnie bym czytała! Rechi to naprawdę fajna postać.
OdpowiedzUsuńSkoro tak ładnie prosisz to piszę ten komentarz i wciąż nie mogę uwierzyć, że zamierzasz już kończyć... normalnie FOCH ;)
OdpowiedzUsuńJestem :3
OdpowiedzUsuń