poniedziałek, 16 grudnia 2013

Rozdział 16

     Obudziłam się o dziewiętnastej trzydzieści. Krótko drzemka wcale nie wpłynęła pozytywnie na moje samopoczucie. Z tego całego zdenerwowania ręce dygotały mi jak szalone. Chwyciłam szklankę z wodą i wypiłam jej całą zawartość. Chwilowo suche gardło zostało złagodzone. Cicho westchnęłam, wstając z łóżka. Chciałam pójść do Coltona, ale wykryłam, że wcale nie śpieszy się mu by ze mną pogadać. Trochę było mi smutno z tego powodu. Miałam w planie powiedzieć chłopakowi, co zamierzam zrobić, ale ten pomysł rozwiał się, kiedy spróbowałam podtrzymać temat naszego wyjazdu. Colton zdecydowanie odciągał całe pogaduszki na sam koniec.
     Nieźle wkurzona poszłam do kuchni, wyciągając pierwszą lepszą rzecz z lodówki. Owoce, które znalazłam, zniknęły w parę sekund. Może to dziwne, lecz zauważyłam, że kiedy się denerwowałam, potrafiłam zjeść więcej niż w kolację wigilijną. Było to dość trudne, jeśli twoja rodzina podtrzymywała tradycję dwunastu dań na stole.
     Związałam włosy w kucyka, po czym założyłam rękawiczki i wyszłam przed klinikę. Pierwszy raz od mojego przyjazdu tutaj mogłam w pełni legalnie rozkoszować się świeżym powietrzem i widokiem gwiazd. Nawet nie było dwudziestej, a słońce dawno temu zniknęło za horyzontem.
      Zeszłam z werandy i ruszyłam w stronę miejsca, gdzie stał lodowy posąg Samuela.  Mimo, iż upłynęło kilka dni, a może kilkanaście? Nie potrafiłam stwierdzić ile minęło, odkąd się tutaj znalazłam, ale posąg Samuela jeszcze się nie roztopił. Podeszłam bliżej, by przyjrzeć się dokładnie. Jak na kogoś, kto został zamrożony przez własną siostrę, nie wyglądał na przestraszonego, czy zbulwersowanego. Miał przymknięte powieki i lekki uśmiech na twarzy. Był szczęśliwy, że umierał? Może Andia wykończyła go, gdy ten się tego nie spodziewał.
      Połaziłam jeszcze wokół budynku, wchłaniając każdy szczegół, każdą chociażby najmniejszą roślinkę czy robaka. Nie miałam pojęcia, że można aż tak stęsknić się za naturą. Ściągnąwszy rękawiczki muskałam opuszkami palców kory drzew, głęboko oddychając.
     Usłyszałam, że ktoś zmierza w moim kierunku. Odwróciłam się i uśmiechnęłam do Coltona, który trzymał w dłoni kluczyki do samochodu. Przez chwilę patrzył się na mnie, po czym rzucił:
- Rozumiem, że można kochać przyrodę, ale radziłbym przystopować. Gdy drzazgi utkną w dość dziwnych miejscach, nie piszę się do pomocy.
Dokładnie takiej uwagi mogłam spodziewać się po Coltonie. Prychnęłam cicho, zakładając rękawiczki. Ruszyłam za chłopakiem w stronę garażu. Kiedy weszłam do środka zauważyłam czarnego kolosa zajmującego całe pomieszczenie.
- Co to za bestia?
- BMW X5.
- Doktorka stać na takie rzeczy?
- Psychopacie nie odmówisz. Nie wiem, skąd on bierze na to kasę, ale jeśli jest coś takiego, to trzeba korzystać.
Niepewnie przystanęłam przed samymi drzwiami. Zanim wsiadłam do auta, chciałam się w pełni upewnić, że nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo.
- Przerwa. Umiesz tym prowadzić?
- Wątpisz w moje możliwości?
- Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie. Umiesz, czy nie?
- Sama odpowiedziałaś teraz pytaniem, więc...
- Jak ty mnie wkurzasz - burknęłam, otwierając drzwi.

Po dziesięciu minutach jazdy zdałam sobie sprawę, że dobrowolne wejście do tego pojazdu, gdy za kierownicą siedzi olśniewający chłopak o zielonych oczach w postaci Coltona, to jak popełnienie samobójstwa.
- Mógłbyś zwolnić!
- Wyluzuj.
- Uważaj, zakręt!
- Nie jestem ślepy.
- Za to głupi. Co, jeśli wjedziemy w jakieś zwierzę?!
- Ugotuję ci obiad.
- To nie pora na żarty!
- Przecież nie żartuję.
- Colton do cholery! Zwolnij.
Auto gwałtownie zahamowało, a moje ciało zostało przygniecione przez pas bezpieczeństwa.
- Zwariowałeś?!
- Może sama poprowadzisz? Po twoich uwagach mogę sądzić, że jesteś w tym mistrzynią.
Żałowałam, że nie byliśmy w pokoju Coltona. Mogłabym wtedy wziąć jedną z jego kolekcji opróżnionych butelek i walnąć go prosto w jego pusty łeb.
- Nie mam prawda jazdy, geniuszu.
Zanim chłopak ruszył dalej, odwrócił się do mnie i z przejawem psychopatycznej radości oznajmił:
- To witaj w klubie.
     Zdecydowanie wolałam już nie drążyć tego tematu. Jeśli bym zginęła w tym aucie, z takim kierowcą, przynajmniej mogłabym przyznać, że moja śmierć nie byłaby nudna.

Podobno dom Andii i Samuela znajdował się po drugiej stronie miasta. Po półgodzinnej ciszy postanowiłam się odezwać. Samo wymyślenie, jak powinnam zacząć pogawędkę, równocześnie skupiając się na drodze, by co jakiś czas przypomnieć Coltonowi, że też tu jestem i chciałabym wysiąść z samochodu w jednym kawałku było dość trudne.
- Jesteśmy drużyną? - zapytałam po chwili.
- Czy to podchwytliwe pytanie?
Byłam pewna, że specjalnie tak odpowiedział, by zrobić mi na złość.
- Ależ oczywiście, że nie.
- Więc raczej jesteśmy.
Pierwszą fazę miałam już za sobą.
- W zespole liczy się...
- Zaufanie.
- No tak - burknęłam - poza tym ważna też jest szczerość.
- Rechi, wiem do czego dążysz. Obiecuję ci to wytłumaczyć.
- Colton, zrozum. Chcę wiedzieć teraz. Co, jeśli próbujesz mnie wykorzystać? Na przykład gdy spotkamy się z Andią, padnę jako pierwsza, bo zaufałam pewnemu przygłupowi, który obiecał, że wszystko wytłumaczy mi "potem".
- Masz mnie za oszusta?
- Nie wiem, za kogo cię mam! Chcę, byś był ze mną szczery.
- Przyjdzie czas na szczerość...
- Już przyszedł! Dawno temu!
Starałam się nie wpaść w szał. Jedyne, czego pragnęłam, to poznać prawdę. Bolało mnie serce, że wydzierałam się na Coltona, ale nie widziałam innego wyjścia.
- Nie jestem głupia. Wiem, że coś zaplanowałeś. Do tego razem z Andią.
- Andia to moja przyjaciółka.
- Więc dlaczego tak bardzo pragniesz jej śmierci?
- Ja nie chcę, by ona...
- Ale robisz wszystko, by do tego doszło! Pomagasz Weegsowi, trenujesz mnie i teraz jedziesz ze mną, by ją zabić! Czy to są sytuacje definiujące normalną przyjaźń?!
- Może i są! Poza tym co ciebie obchodzą moje relacje z Andią!
- Gdyby nikt mnie nie wmieszał w te wasze pieprzone podchody, to miałabym to w dupie! Niestety wielki pan doktor wybrał akurat mą osobę, więc staram się przetrwać w tym bagnie!
- Starasz się przetrwać? Co ty sobie znów obmyśliłaś?
- Nie mówisz mi o co chodzi. Mamy załatwić Andię, ale jesteś tajemniczy. Co, jeśli Andia zabije mnie? Może tobie o to chodzi, co? Ja zniknę, a ty i twoja wielka przyjaciółka będziecie mogli załatwić doktorka.
- Rechi...
- Może masz mnie jedynie za zabawkę?! Jestem w tej grze tylko po to, by Weegs myślał, że zlikwiduję jego wroga, a tak serio wy zlikwidujecie mnie i sobie gdzieś uciekniecie?
- O czym ty do cholery mówisz? W życiu nie potraktowałbym ciebie jak zabawki.
- Skąd mam mieć tą pewność?
Dopiero gdy nastała cisza, zauważyłam, że Colton zatrzymał auto. Siedział na fotelu kurczowo trzymając się kierownicy.
- Zależy mi na tobie, idiotko. Nie umiesz tego zauważyć?
Od przedszkola marzyłam, by chłopak powiedział coś takiego. Znaczy, omijając słowo "idiotko" byłoby idealnie. Serce zaczęło mi bić szybciej. To wszystko było jakieś chore. Próbowałam uspokoić myśli. Chciałam zadać jeszcze tylko jedno pytanie.
- Dlaczego chcesz, bym zabiła twoją przyjaciółkę?
- Nie ja tego chcę, tylko ona.

8 komentarzy:

  1. Ludzie, świetny rozdział! Chciałabym, żeby wreszcie Colton i Rechi byli razem :D <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu, Falenty <3 aaa cudny. *fangirling* Colton, kc mocno.
    Andia chce umrzeć? ;o A to Ci dopiero. Czekamy na następny ;-----;
    Ja nie chcę końca ;-;

    OdpowiedzUsuń
  3. No nareszcie 1:0 dla Coltona... awwwww mega słodkie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Więcej rozmów z Coltonem i Rechi! Są mega! <4
    Od początku się domyślałam, ze Andia nie chcę tak żyć, ale trochę mnie zaskoczyłaś ^^
    Tylko dlaczego chcesz tak szybko skończyć?! ;C
    + mogłabyś trochę rozbudować opisy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Powiadasz, że będzie ok. 20 rozdziałów? Ehh :( W każdym razie, kolejny wciągający tekst, no i oczywiście kolejne na swój sposób kochane słowa Coltona, tak trzymaj :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mam słów !!!
    Najlepszy rozdział
    Po prostu kocham to

    OdpowiedzUsuń
  8. Nominuję cię do Liebster Award. Więcej informacji na moim blogu ;) http://uciekacnadno.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń